piątek, 27 grudnia 2013

Christmas Lights.


Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami. Sklepy, domy i ulice miast już od początku grudnia były przyozdobione, w kuchniach unosił się zapach wypieków, a dzieci z niecierpliwością czekały aż dostaną w swoje łapki prezenty od rodziców. Jedyne czego brakowało to padającego śniegu. W tym roku nie dość, że go nie było, to termometr wskazywał 10 stopni Celsjusza, co wydawałoby się niemożliwe, patrząc na datę widniejącą w kalendarzu.
Wszedł do jednego ze sklepów z biżuterią, przykuwając uwagę innych klientów i ekspedientek. Dobrze ubrany, wysoki, przystojny blondyn - która by się za takim nie obejrzała? Kobiety wymieniały porozumiewawcze spojrzenia między sobą, chichocząc pod nosem, podczas gdy on, kompletnie nieprzejęty całą tą sytuacją, oglądał pierścionki, bransoletki i naszyjniki. 
- W czymś mogę pomóc? Może coś doradzę?
Mężczyzna spojrzał na stojącą obok siebie średniego wzrostu młodą dziewczynę. Patrzyła na niego przyjaźnie i zachowywała się inaczej niż jej koleżanki z pracy, jakby nie miała bladego pojęcia z kim ma do czynienia. 
- Szukam czegoś na prezent - wybełkotał zmieszany. - Czegoś skromnego, ale ładnego.
- Hmmm... - mruknęła w zamyśleniu i zniknęła na chwilę. Parę minut później pojawiła się z powrotem ze srebrnym wisiorkiem z koniczynką w ręku. - I jak?
- Idealny.
Uniosła kąciki ust ku górze i we dwójkę podeszli do kasy, gdzie dokonali transakcji. Przyjrzała mu się dokładnie i spostrzegła smutek w jego oczach, ale nie była typem osoby, która wtykała nos w nieswoje sprawy, więc postanowiła się nie odzywać. 
- Proszę - powiedziała, wręczając mu prezent, siateczkę w której było pudełeczko z wisiorkiem oraz rachunek. - Wesołych świąt.
- Wzajemnie - odparł i uśmiechnął się lekko. - Do widzenia.

* * *

"Może jednak spadnie w końcu ten śnieg?" - pomyślała, gdy szła parkiem do swojego mieszkania, w którym zapewne czekał już na nią jej narzeczony. Jutro mieli zamiar oznajmić swoim rodzicom, że w wakacje przyszłego roku chcą wziąć ślub. Oświadczyny Krzyśka ją zaskoczyły, nie spodziewała się nawet, że takie myśli chodzą mu po głowie. Co prawda sama wiele razy myślała o ich wspólnym życiu, ale nie chciała naciskać, bo wiedziała, jak to może się skończyć. Tym bardziej była szczęśliwa, mając kogoś tak wspaniałego u swojego boku. 
Krocząc parkową alejką spostrzegła siedzącą na ławce postać i w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zawahała się, jednak tym razem już nie chciała bagatelizować sprawy.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską w głosie. 
W niewyjaśniony sposób zmartwiło ją to, że był taki przygnębiony, chociaż go nie znała, nawet specjalnie nie interesowała się piłką nożną, mimo kilkukrotnych prób zachęcenia jej do tego sportu przez Krzyśka, który był wielkim fanem futbolu. 
- Nie, nie jest w porządku - wymamrotał. Usiadła obok i przyglądała mu się uważnie, milcząc i czekając aż powie coś więcej. - Rozpierdalam swoje życie na własne życzenie.
Jego słowa ją zaskoczyły. Z tego co czytała i wiedziała od swojego partnera Łukasz Piszczek był postrzegany jako świetny piłkarz oraz sympatyczny i skromny człowiek, który nie gwiazdorzył, a wręcz przeciwnie - stronił od wielkiego szumu, który nie był mu na nic potrzebny. Nie marzył o Realu, Juventusie czy Bayernie, bo w Borussii było mu najlepiej. Miał piękną żonę, córeczkę, wspaniałych przyjaciół, jako gracz jednego z najlepszych niemieckich klubów na biedę też nie mógł narzekać. Jedynym problemem wydawała się być jego forma po kontuzji z jaką się borykał przez wiele miesięcy. 
- Wiesz - zaczęła niepewnie - czasami lepiej wygadać się komuś nieznajomemu.
- Nie sądzę, byś chciała tego słuchać - rzekł gorzko.
- Nie znam cię, ale widzę, że coś cię trapi.
- Co mam ci powiedzieć? Że jestem idiotą? Że zdradziłem swoją żonę? Że jest mi wstyd? Chyba nie to chciałaś usłyszeć.
Pozornie idealny świat wcale nie jest taki fantastyczny, prawda? Łukasz ukrył twarz w dłoniach i zastygł w bezruchu przez dłuższą chwilę. 
- Nawet nie mam odwagi jej spojrzeć w oczy - wyznał rozgoryczony. Wyjął z kieszeni jeansów wisiorek, który kilka godzin temu kupił. - To miał być prezent na święta, lecz teraz... Teraz nie wiem, czy mogę tam się jeszcze pokazać.
- Święta to okres miłości, kiedy dzieją się cuda i jest to idealny czas na przebaczenie i skruchę. Nie poddawaj się tak łatwo, walcz o swoją rodzinę i wasze szczęście.
- Szczęście, którego im widocznie nie potrafię zapewnić.
Dziewczyna wzięła od niego wisiorek, po czym powiedziała:
- Czterolistne koniczynki są szczęśliwe i sądzę, że każdy człowiek dla drugiego może być taką czterolistną koniczyną: dawać mu szczęście, miłość, bezpieczeństwo. Ty możesz to im dać, jestem tego pewna. 

Wręczyła mu wisiorek z powrotem i wstała z ławki. On zrobił to samo i ruszyli do wyjścia z parku, nie odzywając się do siebie ani słowem. W końcu przyszedł jednak czas, żeby się pożegnać i pójść w swoją stronę.
- Dziękuję ci... - zawiesił się na moment. - Nawet nie wiem, jak masz na imię.
- Milena. I nie masz za co dziękować - odparła i uśmiechnęła się do niego. - Wesołych świąt, Łukasz.
- Wesołych świąt, Mileno.

* * *

- Łukasz?
- Ewa, ja... Przepraszam, przepraszam za wszystko, byłem głupi.
- Nic już nie mów. 
- Ale...
- Nic nie mów. Nie przepraszaj. Po prostu nigdy nas nie zostawiaj. 
- Nie zostawię.

* * *

Od autorki: Miało być wcześniej, ale ostatecznie udało mi się go skończyć dopiero teraz. Trochę mnie tu nie było, ale postaram się od czasu do czasu wrzucać tu jakiegoś parta :). Mam nadzieję, że ten się podoba i liczę na opinie z waszej strony oraz zapraszam do lektury innych moich "wypocin" (zakładka Spis opowiadań).
Do następnego! :)