niedziela, 25 grudnia 2016

Listy do A


Andreasy


*

29 września 2016, Domnitz


Drogi Andreasie!

Na wstępie mojego listu chciałem wyrazić moje zdziwienie tym, iż przystałeś na taką formę komunikacji. Wiem, że inni mają dość moich dziwnych i szalonych pomysłów, ale ja naprawdę uważam, że takie znalezione po latach listy mają ogromną wartość. Zdaję sobie sprawę z tego, że mamy XXI wiek, jest Facebook, można wysyłać sobie SMS-y albo pisać e-maile, lecz myślę, że fajnie będzie przez jakiś czas popisać listy.
Co prawda widujemy się na treningach, wielkimi krokami zbliża się Puchar Świata, lecz oboje wiemy jak to bywa – nie zawsze jest czas na prywatną rozmowę, bo a to trzeba się skupić na konkursie, a to wpadnie Freitag, żeby mu pomóc z regulacją brwi, a to znowu Severin biega za wkładkami. No nie ma możliwości, żeby odbyć męską pogawędkę o problemach.
A ja naprawdę mam wielki problem! Czuję się taki samotny! Ileż można przytulać się do Ciebie, mamy czy pluszowej żyrafy? Ty na szczęście nie masz takich kłopotów, czego Ci naprawdę zazdroszczę. Poradź mi: co mam zrobić?

Twój Wankozaur

*

8 października 2016, Weissbach

Kochany Andreasie!

Na samym początku chciałbym Ci oznajmić, że nie mogłem nie zgodzić się na twoją propozycję. W końcu jestem twoim najlepszym przyjacielem, więc ktoś musi wspierać Cię w tych twoich pomysłach, nieważne jak bardzo szalone są.
Długo zastanawiałem się nad tym, co Ci doradzić. Toż to naprawdę dziwne, że nie masz u swego boku żadnej kobiety! Ale w życiu sportowca często ciężko spotkać tę odpowiednią niewiastę, przez brak czasu chociażby. Może powinieneś ten przedsezonowy czas wykorzystać na jakieś towarzyskie wyjścia? Myślę, że dzięki temu poznałbyś kogoś ciekawego.
A jeśli to się nie sprawdzi – może zaglądnij na jakieś serwisy randkowe? No wiesz, te wszystkie tindery i inne bajery mogą być przydatne!

Twój Welli

*

19 października 2016, Domnitz

Mój miły Andreasie!

Przepraszam, że nie odpisywałem Ci tak długo, ale musiałem sobie dokładnie przemyśleć to, co mi napisałeś. Trochę się opierałem, jednak poszedłem za twoją radą i zainstalowałem tego całego tindera.
Przyznam Ci się, że miałem z nim trochę problemów. Nie wiedziałem, co o sobie napisać ani jakie zdjęcie najlepiej wybrać, żeby zachęcić jakieś miłe panie do dania serduszka. Później nie do końca miałem pomysł na rozpoczęcie rozmowy. Łatwiej było, kiedy to one pierwsze się odzywały, lecz ja sam trochę się wstydziłem.
W końcu się rozkręciłem i wiesz, powiem Ci, że poczułem jak taki alvaro troszkę. I niefajnie mi z tym było, więc skupiłem się na jednej, gadaliśmy przez kilka dni i zastanawiam się, czy się z nią umówić.
Matko, Welli, w co ja się wpakowałem?

Twój Wankozaur

*

27 października 2016, Weissbach

Szanowny Andreasie!

Cieszy mnie niezmiernie, że skorzystałeś z mojej rady i odniosła ona takie efekty. I nie powinieneś się nawet zastanawiać, masz się umówić z tą panną! A skoro już Ci się tak poszczęściło, to czas na kilka porad.
Skoro to wasze pierwsze spotkanie to najlepiej będzie, jeśli pójdziecie na jakiś spacer albo do kina, no wiesz, nie ma co od razu wyskakiwać z jakąś szykowną kolacją. Uwierz mi, wiem co piszę! Jestem w końcu mistrzem w randkowaniu czy nie? (Nie pytaj o to Freitaga, bo wiadomo, że karzeł się zaśmieje i powie, że to on jest mistrzem, ale tak naprawdę jest frajerem i nie można mu ufać).
Kolejną kwestią jest oczywiście ubiór. Nie może być zbyt sztywno, ale też nie za luzacko. Włosy za to zostaw naturalne, nie zaczesuj ich dziwnie ani nie żeluj, bo będziesz wyglądać jak jakieś chujwieco, a tego chyba nie chcesz, prawda?
No i najlepiej nie zadawaj zbyt osobistych pytań już na pierwszym spotkaniu. Oczywiście interesuj się nią, ale nie proś od razu o listę jej poprzednich związków. Sam też się za bardzo nie otwieraj (wiemy, że nie będzie to łatwe, skoro jesteś taki wylewny, ale spróbuj, dobra?)

Twój Welli


PS. Pamiętaj, że jeśli coś pójdzie nie tak, to nie możesz się poddawać.
PS2. I jakby co to ja i reszta chłopaków Cię kochamy takim, jakim jesteś.
PS3. Ożesz w dupę, nie chciałem, żeby to tak ckliwie zabrzmiało.

*

10 listopada 2016, Domnitz

Panie Wellingerze!

Dziękuję za twój ostatni list, był on dla mnie niezwykle ważny. Zastosowałem się co do wszystkich wskazówek, ale na niewiele one się zdały.
Spotkaliśmy się z Ritą w parku, gdzie spacerowaliśmy przez jakąś godzinę, a później poszliśmy do kawiarni na gorącą czekoladę. Gadało nam się świetnie, dopóki nie okazało się, że używa tindera w wiadomo jakim celu. No wiesz. Szybkie przygody, a potem koniec. Niby nie powinno mi to przeszkadzać, dopiero co się poznaliśmy i nie mam prawa jej oceniać, ale ja nie tego szukam. Możliwe, że trochę się skrzywiłem na jej słowa, ona to zauważyła i po tym wyznaniu nie rozmawiało nam się już tak dobrze. Nie chciała nawet, żebym jej odprowadzał. Następnego dnia sprawdziłem tindera i wiesz co? Usunęła mnie! Było mi naprawdę przykro, więc odinstalowałem tę szatańską aplikację.
Już sam nie wiem, co robić dalej. Może lepiej będzie, jeśli sobie odpuszczę i skupię się w pełni tylko na skokach? W czasie sezonu już nie będę odczuwał takiej samotności, będę z wami jeszcze częściej i jakoś to będzie.

Twój Wankozaur

PS. Też Cię kocham, dziwaku.


*

17 listopada 2016, Weissbach

Najmilszy Andreasie!

Na wstępie chciałem zaznaczyć, iż jest mi przykro, że nie będzie Cię z nami na inauguracji sezonu w Finlandii. Mam nadzieję, że Werner szybko się przekona w jakim jest błędzie, nie zabierając Cię na konkursy do Kuusamo. Jak ja mam sam wytrzymać z tymi debilami? No dobra, z Severinem można jeszcze pogadać, bo on jest porządny, mimo tej dziwnej fascynacji wkładkami. Ale Karzeł? Albo Eisenbiśliniak? Już nie wspominając o Gejgerze, z tym to już kompletnie nie ma o czym gadać, pozostaje jedynie się zdrzemnąć.
A co do spraw sercowych: nie poddawaj się tak łatwo! Sezon sezonem, ale może pójdziesz na jakąś imprezkę i poznasz kogoś, kto będzie chciał czegoś więcej, a nie jak ta Wanda, Helga czy jak jej tam było.
Pewnie zabrzmię teraz jak jakiś romantyk (a z naszej dwójki to raczej Ty nim jesteś), ale może nie powinieneś szukać nikogo na siłę? No wiesz, miłość przyjdzie z czasem, blablabla, nawet się jej nie spodziewasz, srututu, i te inne szekspirowskie dyrdymały. Głowa do góry, idź przytul Pana Żyrafę i myśl pozytywnie!

Twój Welli

*

29 listopada 2016, Domnitz

Najdroższy Andreasie!

Zanim przejdę do głównej części mojego listu, chciałem Ci powiedzieć, że nie jestem zły na Wernera, więc nie wiem, po jaką cholerę, wspominałeś o tym chłopakom. Jeszcze któryś by mu się wypaplał i co wtedy? Byłoby mu przykro! Ja byłem wściekły na samego siebie, nie na niego.
A teraz najważniejsze: zakochałem się. Pewnie uznasz mnie za wariata, ale tak jest! Od tygodnia nie mogę przestać o niej myśleć. Poznaliśmy się dosyć nietypowo, bo na zakupach w markecie. Nie mogła dosięgnąć Nutelli, więc przyszedłem jej na ratunek, jak prawdziwy bohater! Super Wankozaur! BatWank! Kapitan Deutschland!
Omal nie upuściłem słoika, kiedy jej go podawałem. Matko, ma takie piękne oczy! I piękne włosy! I piękny nos! I cała jest piękna! WELLI, JAK JA SIĘ ZAKOCHAŁEM, TO TY NIE MASZ POJĘCIA! Wiem, że póki co opisałem ją tylko z wyglądu, ale czytaj dalej, bo to nie koniec!
Nie mogłem tak po prostu odejść, więc wypaliłem, czy często tu przychodzi. Wiem, to jeden z najgorszych tekstów na podryw, ale ona się zaśmiała i powiedziała, że nie, bo przyjechała do Domnitz kilka dni temu. Okazało się, że ma na imię Erika i ostatnie lata spędziła w Nowym Jorku.
Wiesz, to było naprawdę dziwne. Wyszedłem tylko po płatki, a skończyło się na tym, że zaoferowałem jej, żeby zadzwoniła, jeśli będzie potrzebowała ściągnąć słoik z półki lub będzie miała ochotę wyjść do kina.
Najgorsze jest to, że nie mogę przestać o niej myśleć, a ona nie dzwoni. Pewnie stwierdziła, że jestem dziwakiem. I co ja mam teraz zrobić? Czatować na nią pod sklepem? Tak, jestem durniem, że dałem Erice swój numer telefonu, a nie zapytałem o jej.
Skoro już robisz za specjalistę w sprawach miłości, to doradź mi: mam jej szukać? Czy może czekać aż zadzwoni? HILFE!

Twój Wankozaur

*

 5 grudnia 2016, Weissbach

Szanowny Panie Andreasie Wanku!

Zacznę od tego, że nikt nie zna się na miłości tak, jak ja. Żaden Ricz-dzicz-dziewczyno kwicz, Markus Eialezciebieniunia ani tym bardziej Marina Kraus, by Ci tak nie pomogli w sprawach sercowych, jak ja. Jestem po prostu najlepszy! Powinni o tym na opakowaniu Milki napisać: Andreas Wellinger – świetny skoczek i jeszcze lepsza swatka. O, tak właśnie!
Mój drogi przyjacielu, myślę, że powinieneś trochę wyluzować. Jeśli przeniosła się do Domnitz na stałe, to prędzej czy później na siebie wpadniecie albo ona sama się odezwie, skoro ma twój numer. Gorzej, jeśli przyjechała tyko w odwiedziny do rodziny (ahh, poeta też ze mnie wyborny!) i niedługo wróci do USA. Nie chcę Cię dołować, ale musisz być gotowy na wszystko.
Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli poczekasz na to, co przyniesie los. Wiesz, babcia mi powtarzała: jak dwie osoby są sobie przeznaczone, to prędzej czy później wylądują razem na parkiecie. Chociaż nie, tam chyba było, że i tak się spotkają. No ale do tanga trzeba dwojga, czyż nie?
Nic się nie martw, mam dobre przeczucia, co do tej Eriki. Teraz skup się na najbliższych konkursach w Lillehammer, w końcu Werner poszedł do rozum do głowy i postanowił Cię zabrać z nami! Ja to zawsze wiedziałem, że to dobry trener jest, tylko jak sobie popije czasem, to mu różne pomysły do głowy przychodzą…

Twój Welli

*

25 grudnia 2016, Domnitz

Mój Drogi Przyjacielu Andreasie Super Wellingerze

Sam nie wiem od czego zacząć. Nasze listy ostatnio ustały, ale wynikało to z częstszych treningów oraz tego, że byłem w kadrze na konkursy w Norwegii i Szwajcarii, więc dobrze wiesz, jaki byłem przybity moimi słabymi skokami oraz brakiem odzewu ze strony tej piękności z supermarketu.
Piszę ten list na szybko, bo mamy bożonarodzeniowy wieczór, który spędzam w tym roku z rodzicami, przyjaciółką mojej mamy z czasów szkolnych oraz jej córką, Eriką. Tak, z tą Eriką, która zakręciła mi w głowie, nie odzywała się do mnie (okazało się, że źle zapisałem numer i myślała, że sobie z niej zażartowałem) i właśnie siedzi w salonie, oglądając moje zdjęcia z dzieciństwa.
Miałeś rację, że powinienem czekać. Nie wiem, czy między nami będzie coś więcej, w końcu spotkaliśmy się drugi raz w życiu, ale jak sam to dobrze ująłeś: mam dobre przeczucia. Obiecała, że będzie trzymać za mnie kciuki przez cały sezon, a ja jej powiedziałem, że powinna kiedyś przyjechać na jakiś konkurs. Ah, no i wymieniliśmy się numerami, tym razem już prawidłowymi.  
Chciałbym jeszcze tyle napisać, ale słyszę, że mnie wołają, a Erika zalewa się ze śmiechu, więc resztę zostawię do opisania innym razem. Wiem, że dostaniesz ten list dopiero po świętach, ale mam nadzieję, że były dla Ciebie udane. Dzięki za wszystko, brachu, dobry z ciebie kumpel.

Twój Wankozaur

PS. POCAŁOWALIŚMY SIĘ POD JEMIOŁĄ! WESOŁYCH ŚWIĄT DLA MNIE!
PS2. Cholera, kocham ją. Oby ta miłość mnie uskrzydliła!
PS3. I Ciebie też kocham! 

*

Cześć kochani!
Wiem, że w nieco podobnej formie był zeszłoroczny jednopart z Norwegami w roli głównej, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. I tak, znowu skoki, ale ci dwaj panowie mi tak idealnie pasowali, poza tym już od dawna chciałam coś napisać o Wankozaurze, więc postanowiłam zrobić to teraz. A skoro obiecałam sobie, że wraz z 2017 rokiem kończę pisanie o skokach, to nie mogło być lepszego momentu. ;)
Mam nadzieję, że miło spędzacie święta, objadacie się i humory wam dopisują. Nie pojawię się tu już w tym roku z niczym nowym (ale w zakładce ze spisem możecie podpatrzeć planowane jednoparty! :D), więc chciałam wam życzyć wszystkiego co najlepsze, dużo zdrówia i szczęścia w nowym roku oraz tym z was, którzy blogują, dużo weny i chęci do pisania! :*
Do napisania! 

niedziela, 3 stycznia 2016

No Good in Goodbye


Nadia Larsen


Kenneth Gangnes


Bjorn Einar Romoeren


***


***

Usiadła na parapecie i zgięła nogi, by móc położyć głowę na kolanach i wypatrywać go przez okno. Wskazówki zegara leniwie się przesuwały, aż w końcu wybiła 21. To była godzina ich co tygodniowych spotkań. Miała na sobie koszulę, którą zostawił u niej ostatnio. Jej materiał pachniał nim, Bjoernem. Jej Bjornem. Tym czułym i dbającym o nią Bjornem, nie tym, który następnego dnia w ubierał się w pośpiechu, wsiadał do samochodu i wracał do swojej żoneczki, udając przykładnego męża, którym nie był. Pogodziła się z tym, że oboje nie byli osobami, które mogłyby być dla innych wzorem cnót. W końcu ona też miała swoje za uszami, zdradzając od kilku miesięcy nieświadomego Kennetha.
To nawet nie tak, że Kenny nie był dla niej ważny. Po prostu nie umiała oprzeć się Romoerenowi, który wdarł się do jej serca, nie pytając czy tego chce i już tam sobie został. Tym samym zepchnął gdzieś Gangnesa do ciemnego kąta i nie zrobiła nic, by go stamtąd wyciągnąć. Nawet nie chciała tego robić, bo przecież miała Bjoerna, czyż nie? Była zauroczona o 10 lat starszym od siebie mężczyzną i nie zważała na konsekwencje. Rozbite małżeństwo? Zranione uczucia? Odejście Kennetha? Ani trochę jej to nie ruszało. 
Zaczęła się niecierpliwić. Powinien już tu być, by wziąć ją w ramiona, obsypać pocałunkami i wyszeptać, jak bardzo za nią tęsknił przez te kilka dni. A ona cała rozpromieniona się roześmieje, wtulając się w niego i korzystając z każdej sekundy jaką mają do wykorzystania. 
Kot wdrapał się na parapet i zaczął z gracją ocierać się o nią, dając tym jasnym sygnał, że chce by się ruszyła i dała mu coś do jedzenia. Spojrzała na sierściucha i zawahała się przez moment. Zerknęła po raz ostatni przez okno, ale on nie nadchodził. Zrezygnowana pokręciła głową i poszła do kuchni, a Elvis poczłapał za nią, wyraźnie zadowolony z tego, że jego plan się powiódł i będzie mógł zajadać się swoimi ukochanymi smakołykami.
Chwyciła telefon do ręki z nadzieją, że może wysłał jej jakąś wiadomość, ale szybko się przekonała, że nic takiego się nie stało. Zamiast tego czekały na nią 3 nieodebrane połączenia od Kennyego i jedno od jej przyjaciółki, Iris. 
Z wściekłości zrzuciła stojącą na blacie kuchennym szklankę. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji. Nie spóźniał się na umówione spotkania, a jeśli już mu coś wypadło to dzwonił lub pisał, by o tym poinformować. 
Wtem usłyszała szczęk kluczy i dźwięk otwieranych drzwi, a do mieszkania wszedł Gangnes. Zaskoczona obrotem spraw nie wiedziała jak się zachować. Nie jego się spodziewała i nie miała bladego pojęcia co tutaj robił.
- Nadia, wszystko w porządku? - zapytał, zbliżając się do niej. Ujął jej dłoń i ze smutkiem stwierdził, że ani trochę nie obeszła ją jego nagła wizyta. - Nie odbierałaś telefonu i bałem się, że coś się stało...
- Nic mi nie jest - odparła zimnym tonem i wyrwała mu się. - Źle się czuję i nie mam ochoty na rozmowy z nikim.
Norweg nie zatrzymywał jej, kiedy go minęła i zamknęła się w sypialni. Oddalali się od siebie coraz bardziej i czuł, że ją traci, ale był bezsilny, bo w pojedynkę nie można uratować związku. Kenneth zacisnął pieści, po czym wziął się za posprzątanie odłamków szkła, bo tylko tyle mógł dzisiaj zrobić dla panny Larsen.

***


Omal nie padła na zawał, kiedy następnego ranka zastała Gangnesa śpiącego na kanapie. Wydała z siebie ciche westchnięcie i poprawiła koc, którym był przykryty. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdy spał to wyglądał doprawdy uroczo, niczym mały chłopiec. 
Nadia była święcie przekonana, że Kenny wyszedł niedługo po tym, jak ona zamknęła się w swoim pokoju, ale tak się jednak nie stało. Zostawiła go w salonie i przemknęła się po cichu do kuchni, gdzie wzięła się za robienie śniadania dla siebie i niego. To było dziwne. Próbowała usilnie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz przyszło jej spędzić poranek w towarzystwie Kennetha i ze smutkiem uświadomiła sobie, jak wiele się zmieniło w ciągu tych paru miesięcy. Jeszcze nie tak dawno nie byłaby w stanie spojrzeć na innego faceta, a teraz regularnie pieprzyła się z Bjoernem. 
Starała skupić się na robieniu omletów, ale przed oczami stanął jej pierwszy raz, kiedy spotkała Gangnesa. Jak zwykle Iris sobie coś ubzdurała i zaciągnęła ją na imprezę, której organizatorem był jej kuzyn, wieczny balangowicz i również skoczek - Tom Hilde. Jej przyjaciółkę zawsze kręciło przebywanie wokół jego znajomych, ale Nadię nie bardzo. Nie interesowały ją skoki, mimo usilnych prób zachęcenia ją do tego sportu. Do czasu... 

***

- Boże, Iris, nie możesz iść tam sama?
Nadia siedziała na skraju łóżka blondynki, czekając aż ta w końcu wybierze odpowiedni strój na dzisiejszy wieczór. Po pokoju walały się sukienki, spódniczki, shorty, długie spodnie. Nic jej nie pasowało. Rozdrażniona Larsen miała ochotę rzucić w nią pierwszą lepszą kiecką jaką miała pod ręką, ale Johansen nagle pisnęła z radości i pobiegła do łazienki. 
- Jak wyglądam?
Brunetka musiała przyznać, że jej kumpela prezentowała się świetnie. Czarna sukienka sięgająca do połowy uda idealnie podkreślała długie nogi dziewczyny. Nadia z uśmiechem wyciągnęła kciuk do góry i pokiwała głową twierdząco. Zadowolona ze swojego wyboru Iris klasnęła w dłonie, po czym pociągnęła pannę Larsen w stronę lustra. W przeciwieństwie do stojącej obok niej blondynki prezentowała się zwyczajnie. Jeansowe spodenki z wysokim stanem, biała koszulka na ramiączkach i do tego jej ulubiona czarna skórzana kurtka. Nie czuła się na siłach, by gdziekolwiek wychodzić, ale skoro już obiecała to nie mogła się wymigać.

***

- Kenny? - Nadia potrząsnęła ramieniem Gangnesa, który chyba zapadł w sen zimowy i nie zamierzał się budzić. - Kenny, wstawaj!
- Mhm, mamo, jeszcze pięć minut... - mruknął zaspany skoczek. 
Dziewczyna nie dawała za wygraną i tym razem postanowiła przejść do radykalnych działań, a mianowicie łaskotek. Już po chwili blondyn zaczął się podśmiechiwać, ale nie zamierzał się poddać bez walki. Pociągnął Nadię za rękę, a ta zaskoczona wylądowała na jego kolanach.
- Jesteś niemożliwy - powiedziała i się zaśmiała. - Zrobiłam nam śniadanie i jeśli nie chcesz jeść zimnych omletów, to lepiej podnieś tyłek i chodź.
- Ale kiedy mi tak dobrze - odparł z zawadiackim uśmieszkiem na twarzy. - I to nawet bardzo.
Kenneth patrzył na nią z czułością, podczas gdy Nadia była bliska płaczu. Nie zasługiwała na niego. Zdała sobie sprawę, że gdyby Bjoern był u niej wczoraj i Kenny wpadł do niej z wizytą... Wolała sobie nie wyobrażać, co by się tutaj działo. 

***

Na dobrą sprawę, gdyby postanowiła zwiać z tej imprezy, to nikt by tego nawet nie zauważył. W tym tłumie ludzi zgubiła Iris, która jak szalona popędziła w stronę swoich znajomych i zniknęła z nimi. Poirytowana Nadia poszła na balkon, który był jedynym miejscem, gdzie aktualnie nikogo nie było.
A przynajmniej tak było aż nie pojawił się trochę wyższy od niej blondyn, trzymający piwo w ręce. Zbliżył się do brunetki i stanął obok, co rusz na nią spoglądając z zaciekawieniem. Niewzruszona jego obecnością Larsen utkwiła wzrok w migoczących na niebie gwiazdach. Była pewna, że jeśli będzie go ignorować, to ten się znudzi i pójdzie sobie poszukać kogoś innego, lecz on dalej sterczał i stopniowo opróżniał butelkę.
- Płacą ci za stanie tutaj czy co? - warknęła na niego, odwracając głowę w jego stronę. Chłopak opierał się o barierkę z kpiącym uśmiechem na twarzy i wyraźnym zadowoleniem, że w końcu się złamała i odezwała do niego. - Boże, dziwny koleś z ciebie.
- W twoich ustach brzmi to jak komplement - odparł, po czym wyciągnął do niej prawą rękę. - Jestem Kenneth.
- A ja nie jestem wystarczająco pijana, by z tobą gadać - powiedziała i wyrwała mu butelkę z lewej dłoni, po czym wypiła resztę zawartości. - Od razu lepiej.
- Czy teraz zdradzisz mi swoje imię?
Westchnęła i wywróciła teatralnie oczami. Utkwiła swoje zielone spojrzenie w postaci Kennetha, który nie wydawał się być taki najgorszy. Nie wyglądał raczej na kolesia, który szuka przygody na jedną noc, co w sumie mogła uznać za plus. 
- Nadia.

***


- Kocham cię.
Te dwa słowa wyrwały Larsen z letargu. Oszołomiona popatrzyła na Gangnesa, który z powagą wyznał jej miłość, licząc na to samo z jej strony. Gdzieś tliła się w nim nadzieja, że odpowie "Ja ciebie też", co by znaczyło, że jeszcze nie wszystko stracone. Dziewczyna wpatrywała się w niego z paniką, nie wiedząc jak się zachować. Nie potrafiła odpłacić mu się tym samym, kiedy niczego nie była pewna. 
Musnęła jego wargi, chcąc znowu poczuć to, co kiedyś. Chciała wierzyć, że to uczucie w niej jest i nie zgasło, zostało tylko przytłumione przez targające nią pożądanie względem Romorena. 
Jednak Kenny nie tego oczekiwał. Oderwał się brunetki i ściągnął ją ze swoich kolan, by po chwili wstać, ubrać się i wyjść z mieszkania. 

***


Doskonale znał to uczucie, kiedy przebywał wśród ludzi, ale czuł się opuszczony. Poczucie samotności nie równało się byciu samemu. Koledzy i rodzina nie potrafili wypełnić tej pustki. Brakowało mu jej. Miał ją blisko siebie, a jednocześnie odnosił wrażenie, że z każdym dniem stawali się sobie zupełnie obcy. Czuł się jakby Nadia stała na szczycie góry, on zaś wspinał się do niej, lecz nie mógł do niej dotrzeć. Im bliżej niej chciał być, tym bardziej ona się oddalała.
Wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w trzymaną w dłoniach ramkę i przyglądał się szczęśliwej parze, która uśmiechała się do niego ze zdjęcia. Skupił się na twarzy czarnowłosej dziewczyny, w której był zakochany po uszy. Zabawne. Kiedy ją poznał, nie spodziewał się, że stanie się dla niego taka ważna. Może to on za bardzo się angażował i to ją przerastało? W końcu byli młodzi i całe życie stało przed nimi otworem. Powoli wracał do formy po kontuzji i z nadzieją patrzył w przyszłość. Gdyby tylko udało mu się dowiedzieć, co stało na przeszkodzie między nim i Nadią…

***


Natarczywe pukanie i dźwięk dzwonka przerwało jej relaksacyjną kąpiel, którą chciałaby zmyć wszystkie swoje problemy i grzeszki. Westchnęła ciężko, po czym owinięta szlafrokiem podreptała do drzwi. Jakież było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła skruszonego Romoerena z butelką wina w dłoni. Założyła ręce na piersi i oparła się o framugę, wyczekując wyjaśnień z jego strony. Bjorn przeczesał palcami swoje anielskie blond włosy i uśmiechnął się z tym swoim chłopięcym dźwiękiem, mimo iż był on trzydziestodwuletnim mężczyzną. Ber jednak należał do kategorii facetów, którzy byli "im starsi, tym lepsi". Może w tym leżał problem. Gangnes wciąż był według niej niedojrzałym Kennym, który lubił stroić sobie żarty ze swoimi kumplami, bawić się i nie przejmować tym, co go czeka. Bjorn był zaś dorosłym facetem, który miał na koncie wiele sukcesów i w pewnym momencie swojego życia odstawił na bok dzikie imprezowanie. 
- Dobry wieczór - odezwał się w końcu. - Przeszkadzam pani?
- Trochę - odparła z przekąsem w głosie. - Mogłeś mnie uprzedzić. Pomijając to, że byliśmy umówieni wczoraj...
- Tak, wiem, przepraszam - powiedział przepraszająco, próbując ją jakoś udobruchać, lecz ta wydawała się być nieugięta. Patrzyła na niego złowrogo, niczym Fannemel, kiedy ktoś wyje mu cały dżem. - Uhm, to może ja już pójdę.
Po tych słowach Ber zaczął kierować się w stronę schodów, nie oglądając się za siebie. Nadia stała nieruchomo i patrzyła jak odchodzi. Policzyła do pięciu, wzięła głęboki wdech, po czym zawołała za odchodzącym Romoerenem, który natychmiastowo się odwrócił. Ruchem głowy wskazała, by wszedł do środka. 
- Szybko zmieniasz zdanie - zadrwił, stawiając butelkę na stoliku w salonie. Brunetka zmrużyła powieki, posyłając mu kolejne nieprzyjemne spojrzenie, na co on zareagował śmiechem. - Oh, nie bądź taka.
Bjorn zbliżył się do niej i ujął jej twarz w dłonie, by po chwili złożyć pocałunek na jej ustach. Była cholernie słaba i nie umiała go odepchnąć, nieważne jak zła była, że nie odezwał się do niej wczoraj ani słowem o tym, że się nie pojawi. Wplotła palce w jego włosy, przywierając do niego całym ciałem i nie pozwalając mu się ruszyć nawet na milimetr. Po raz kolejny pozwoliła wygrać namiętności i swoim pragnieniom względem Romoerena. 
Odsunęła się od niego i odwróciła tyłem, by nie widział jak jej blade policzki czerwienieją, a kąciki ust unoszą się do góry w uśmiechu. Starała uspokoić się łomoczące jak oszalałe serce, lecz to było trudne, kiedy Bjorn ją obejmował i rozpraszał kolejnymi pocałunkami, które składał na jej szyi. 
- A niech cię szlag, Romoeren - mruknęła na tyle głośno, by to usłyszał. Ten zadowolony z siebie nie przestawał, dopóki Larsen mu się nie wyrwała i nie pobiegła do kuchni. Gdy wróciła Bjorn siedział na kanapie z otwartym winem, wyczekując powrotu Nadii. Dziewczyna usiadła obok niego i podstawiła mu szkło, które kilka sekund potem były wypełnione czerwonym płynem. - To za co dzisiaj pijemy?
- Za tę piękną noc - odparł z tajemniczym wyrazem twarzy, po czym dodał: - Którą zamierzam spędzić z tobą.
Pokręciła z rozbawieniem głową i wznieśli swój mały toast, stukając się kieliszkami. Z upływem czasu trunku ubywało, a wraz z nim ich ubrania, które zgubili w drodze do sypialni.

***


Ból głowy rozsadzał mu czaszkę i zaczął żałować, że dał się namówić na wyjście do klubu. Nie tylko kac dawał o sobie znać, bowiem dręczące go wyrzuty sumienia atakowały od samego rana. Wczoraj wieczorem uważał to za świetny pomysł, bo potrzebował się rozerwać, napić i wygadać kolegom, którzy skomentowali całą sytuację w swoim stylu.

***


- Kenny, wyluzuj, wiesz jakie są panny - rzekł Tom, który jak zawsze służył jako specjalista od przedstawicielek płci pięknej. - Jak będziesz ją ignorować przez kilka dni, to w końcu sama zatęskni i do ciebie przyleci.
- Niech sobie nie myśli, że cały świat kręci się wokół niej - pociągnął temat Rune, po czym szturchnął przysypiającego Stjernena. Andreas słabo kontaktował i widać było, że melanż dał mu się we znaki najbardziej. - Humorzaste są i trzeba się z tym pogodzić.
- Dlatego cieszę się, że jestem singlem - powiedział Fannemel, szczerząc się i opróżniając szklaneczkę z kolorowym drinkiem. Odkąd tylko przyszli, to Anders co rusz podbijał do jakichś panienek, które nie miały nic przeciwko jego zalotom. - Wolność, swoboda, brak zobowiązań, żadnych uczuć.
Hilde i Fannis przybili sobie piątkę dumni jak pawie ze swoich porad oraz teorii na temat kobiet i bycia w związkach. Gangnes pokręcił jedynie głową z dezaprobatą i pofatygował się do baru, tym razem zamawiając sobie coś mocniejszego. Chciał chociaż na te kilka godzin pozbyć się Nadii z głowy, by móc bawić się tak, jak za dawnych czasów. 
Rozglądał się po sali i poczuł, że ktoś go obserwuje. Odwrócił głowę w prawo i spostrzegł siedzącą samotnie przy stoliku blondynkę, która uśmiechała się do niego figlarnie. Nie wiedział, czy to alkohol, przygnębienie, jej uroda czy gadki kumpli z kadry skłoniły go do podejścia do niej. Możliwe, że wszystkie czynniki sprawiły, że koniec końców wylądowali u niego w mieszkaniu. Nie myślał o Nadii, o tym jak ją kocha i chciałby być przy niej codziennie. Pragnął rozrywki, którą tamtai mu zapewniła.

***


Nie wiedział, co teraz robić. Blondynka zmyła się zanim jeszcze się obudził, nie zostawiając mu żadnej wiadomości. Może tak było lepiej, nie chciał jej więcej widzieć. Nie mógł mieć do pretensji, sam się w to wpakował i musiał się jakoś z tego wyplątać. Kenneth ściskał w dłoni komórkę, wahając się czy dzwonienie do Nadii o 8 rano w sobotę jest dobrym pomysłem. Szybko z tego zrezygnował i zamiast tego poszedł wziąć długi prysznic. Ubrał się pośpiesznie, zamknął mieszkanie i wsiadł do samochodu jadąc do jedynej osoby, której mógł się z tego wszystkiego wyspowiadać. 

***


Pierwszym widokiem po przebudzeniu był ubierający się w pośpiechu Bjorn i jego stercząca na wszystkie strony świata blond czupryna. Biegał po pokoju cały zdenerwowany w poszukiwaniu części swojej garderoby. Panujące w pokoju pobojowisko jednoznacznie świadczyło o tym, że dobrze się bawili poprzedniego wieczoru, lecz przyszedł czas przejść do porządku dziennego, gdzie nie było miejsca na niego i Nadię razem. 
Chłodne spojrzenie mężczyzny wprawiło brunetkę w osłupienie. Chciała coś powiedzieć, ale potrafiła jedynie wpatrywać się w niego otępiale. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, przez co miała wrażenie jakby miała do czynienia z manekinem na wystawie, a nie żywym człowiekiem, który jeszcze parę godzin temu ją pieścił, całował i lustrował każdy detal jej ciała.
Miała ochotę do niego podejść i poprosić, by został na śniadaniu, jak to zwykle miał w zwyczaju, ale jego zachowanie zdradzało, że pragnie wyjść stąd jak najszybciej. Nie potrafiła dać za wygarną, więc kiedy wyszedł z sypialni, to Larsen pobiegła za nim.
- Gdzie ci się tak śpieszy?
Ber puścił jej pytanie koło uszu i zaczął wkładać buty. Nie minęła minuta, a on już był gotów opuścić mieszkanie, gdyby nie to, że dziewczyna złapała go za nadgarstek, dając mu jasny sygnał, że żąda od niego wyjaśnień. 
- Muszę już wracać - odpowiedział krótko, nie patrząc na nią. Stali oboje nieruchomo w milczeniu jak dwa słupy. - Nie bądź na mnie zła.
- Jak mam nie być, skoro mnie tak traktujesz? - oburzyła się i szarpnęła go. - Bjorn, cholera, co się dzieje?
Dało się wyczuć narastające między nimi napięcie. Zarówno Bjorn, jak i Nadia byli jak tykające bomby, które mogły lada moment wybuchnąć, nie mogąc wytrzymać dłużej tej cholernej ciszy.
- Martine się czegoś domyśla - wydusił z siebie w końcu. - Zadawała masę pytań, dlatego przyjechałem dopiero wczoraj. Nie mogę pozwolić sobie na to, by się dowiedziała.
- Oh, więc nagle zachciało ci się zgrywać dobrego mężulka - stwierdziła z przekąsem, puszczając jego rękę. - I co teraz zamierzasz?
- Będziemy musieli ograniczyć nasze spotkania - oznajmił, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Nie mógł tu tak dłużej sterczeć, bo w końcu Martine naprawdę się zorientuje, co jest grane i wtedy będzie skończony. - Zrozum mnie.
- Żałosne - prychnęła i skrzyżowała ręce na piersi, nie ukrywając rozczarowania słowami Bjorna. - Sam się w to wszystko wpakowałeś. Nie jestem twoją zabawką!
- Do tanga trzeba dwojga, moja droga - odgryzł się. - Ty niby zachowujesz się fair wobec Gangnesa? Grasz na jego uczuciach, a on jest w tobie ślepo zakochany i świata poza tobą nie widzi. 
- Przestań... – powiedziała błagalnie. – Proszę, przestań.
- Mam przestać? W nocy prosiłaś o coś zupełnie innego – rzekł z kpiącym uśmieszkiem. - Do niczego cię nie zmuszałem, ty sama z chęcią wskoczyłaś mi do łóżka. Widocznie Kenny cię nie zadowalał, co?
W tamtej chwili miarka się przebrała i dłuższe utrzymywanie emocji na wodzy było ponad siły Nadii, która wymierzyła Romoerenowi siarczysty policzek. Bjorn zaśmiał się i nazwał ją histeryczką, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Larsen próbowała uspokoić swoje zszargane nerwy i pozbierać się w całość. Wzięła kilka głębokich oddechów, ratując się od płaczu. Najgorsze w tym wszystkim, że on miał pieprzoną rację i to nie dawało jej spokoju. Kryzys w związku jej i Kennetha sprawił, że wylądowała w ramionach Romoerna, gdzie szukała pocieszenia i możliwości zaspokojenia swoich potrzeb. Gdy tak o tym myślała, zaczęła kiełkować w niej odraza do samej siebie. Jednocześnie pożałowała tego, że nie potrafiła tego skończyć wcześniej lub nigdy nie zaczynać.


***


Miał wrażenie jakby wszystko dudniło mu w głowie i odbijało się ze zdwojoną siłą, a każdy hałas był torturą. To wszystko i tak było niczym przy dręczących go wyrzutach sumienia, które wżerały się w jego skórę. Chciałby je zmazać, nie wracając już więcej do wydarzeń z nocy. Zdradził Nadię. Osobę, z którą chciał być. Osobę, którą kochał. Osobę, którą od dawna zawodził na całej linii i nic z tym nie zrobił. 
Atle postawił przed Gangnesem szklankę wody oraz paczkę tabletek przeciwbólowych, a po chwili zajął miejsce obok niego, czekając aż jego przyjaciel postanowi podzielić się co tym razem przeskrobał i dlaczego wygląda jakby go walec przejechał.
- Jestem idiotą.
- To wiadomo nie od dzisiaj.
- Poszedłem wczoraj na imprezę z Veltą, Fannemelem, Stjernenem i Hilde... - zaczął i widząc, że Roensen chce coś powiedzieć, podniósł rękę do góry, by go powstrzymać przed jakimikolwiek komentarzami dopóki nie skończy. - Wszystko było w porządku, tylko potem poznałem kogoś i...
- Nie kończ - wciął mu się Atle i nie dbał o to, że ten miał zamiar coś jeszcze dodać. - Już całkiem ci odbiło.
Kenny nie potrafił ukryć przed nim tego, jak był rozczarowany samym sobą. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Powinien był pójść teraz do Nadii i wyznać jej wszystko, ale głęboko w nim zakorzeniła się ta cholerna obawa, że ją straci. 
- Latając za innymi laskami na pewno naprawisz ten związek - rzekł z wyczuwalną ironią w głosie Petersen, po czym potrząsnął ramieniem Gangnesa. - Stary, zrób coś! Otrząśnij się, daj sobie kilka godzin i idź do niej.
Już niczego nie był pewien. Czy Atle miał rację? A może się mylił i jednak lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej nie pokaże się pannie Larsen na oczy? Wyobrażanie sobie jej reakcji na jego wyznanie cały czas przewijało mu się przed oczami i nie mógł się go pozbyć. Przy tym co chwilę powtarzał sobie kilka prostych, acz dobitnych słów: zawaliłeś i jesteś tchórzem.

***


Uporczywe dobijanie się do drzwi nie przynosiło żadnego rezultatu, to też postanowił wyjąć z kieszeni klucze do jej mieszkania i samemu sobie otworzyć. W środku panowały ciemności i był niemal pewien, że nikogo nie ma. Wtem zauważył światło padające z sypialni na korytarz. 
Nadia leżała tyłem do drzwi i przypominała mu małą, bezbronną kulkę. Coś w nim pękło, kiedy jego uszu dobiegło pociąganie nosem i ciche łkanie. Powoli zbliżył się do niej i przysiadł na skraju łóżka. Brunetka spojrzała na niego załzawionymi oczami, a na jej twarzy malował się rozdzierający go smutek. 
- Kenny... - wyszeptała i podniosła się do pozycji siedzącej. - Kenny, ja...
Skoczek przytknął palec do jej ust, by milczała. Zamknął ją szczelnie w swoich ramionach, jak gdyby bał się, że mu ucieknie. Nie miał pojęcia, co chciała mu powiedzieć i w tej chwili go to nie obchodziło. Odsunął ją od siebie delikatnie, po czym zaczął scałowywać spływające po jej policzkach łzy, aż w końcu dotarł do warg, które czule musnął. Delikatny pocałunek przemienił się w połączenie dwóch stęsknionych osób, pragnących siebie wzajemnie po tak długim czasie. Nieważne były problemy, niezobowiązujący seks z kimś na boku ani wszystkie kłótnie. Tu i teraz, on i ona, ta jedna noc tylko dla nich.
- Bądź przy mnie, Kenny - powiedziała między jednym pocałunkiem a drugim. - Niczego więcej teraz nie potrzebuję.
Blondyn pokiwał głową, po czym przytulił ją mocno do siebie i nie wypuścił jej przez całą noc. Zasypiali z poczuciem, że łączące ich uczucie nie zgasło i nieświadomością, że to tylko cisza przed burzą...

***


Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę 7, kiedy Kenny się obudził. Leżąca obok niego dziewczyna wciąż spała spokojnie z błogim wyrazem na twarzy. Przypatrywał się jej z uśmiechem przed dłuższą chwilę, po czym zaczął składać pocałunki na jej ramieniu, karku oraz szyi, przez co zaczęła się budzić, ale on nie zamierzał przestać.
- Bjorn, ja chcę spać - mruknęła zaspana i odwróciła się do niego przodem. - Romoeren, mówię se... 
- Co, zapomniałaś z kim jesteś w łóżku? - Kenneth patrzył na nią rozczarowany. Widząc, że ta chce coś powiedzieć, szybko zareagował. – To nim byłaś taka zajęta ostatnio?
Brunetka nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Może powinna była się bronić przed jego atakiem, ale czy to miało sens? Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zrobiła. Przyglądała się Gangnesowi, który nie chcąc słuchać żadnych tłumaczeń, zaczął się ubierać. Pieprzone deja vu. Smutny wzrok skoczka był jak wbicie sztyletu prosto w serce. Zraniła go, ale dotarło to do niej zdecydowanie zbyt późno.
Została bez Kennetha i Bjorna, za to z poczuciem winy i nienawiścią do samej siebie. Chłopak, który kochał ją jak nikt inny na świecie, odszedł od niej, nie mogąc wybaczyć kłamstw.
Patrzyła w sufit, płacząc i nie wiedząc, co teraz zrobić i ani jak to wszystko poskładać w całość. Czy to dało się jeszcze uratować? Kenny nie chciał jej znać, Ber wybrał swoją żonę i życie z nią zamiast Nadii. Minuty mijały, a rozsadzający ją od środka ból nie malał.

***


Bycie kelnerką nie było spełnieniem jej marzeń, ale i tak nie mogła narzekać. Każda praca była jej potrzebna, więc nie zamierzała kręcić nosem. Lokal był już zamknięty, Larsen biegała z mopem i zmęczenie dawało się jej wyraźnie we znaki. Mimo tego nie śpieszyło jej się z powrotem do pustego mieszkania. Kolejna kłótnia z Kennethem sprawiła, że nie miała ochoty na nic poza leżeniem i czekaniem, by w końcu coś do niego dotarło. Jakiekolwiek rozmowy z nim były jak rzucanie grochem o ścianę. Tęskniła za nim, lecz on tego nie rozumiał. Wpadł w wir treningów, dzięki którym chciał wrócić do formy po kontuzji i straconym sezonie. Wspierała go w tym całą sobą, ale jednocześnie pragnęła, by poświęcił trochę czasu jej, a nie tylko nartom i skoczni. 
Jej zamyślenie przerwało uporczywe pukanie w okno. Bjorn Einar Romoeren stał na zewnątrz i domagał się wpuszczenia go do środka. Szybko schowała wiadro z wodą, wytarła ręce ręcznikiem i pobiegła mu otworzyć.
- Co ty tutaj robisz? - padło pytanie z jej ust. - Nie miałeś iść dzisiaj na kolację z Martine?
- Ta... Trochę się posprzeczaliśmy - wyjaśnił krótko, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem i zajmując miejsce przy jednym ze stolików. - Przechodziłem obok i zobaczyłem, że światło się jeszcze świeci.
- Uhm, tak, nie miałam dzisiaj zbyt dobrego dnia, przez co rozbiłam dwie szkanki i talerz, więc zaproponowałam, że ja dzisiaj posprzątam - wytłumaczyła mu i westchnęła ciężko. - Też zaliczyłam awanturę z Kennym.
Romoeren pokiwał smętnie głową na znak, że doskonale wie, co teraz czuła. Tego typu konwersacji nie dało się przeprowadzić na trzeźwo, lecz na jednym piwie się nie skończyło. W miarę upływu czasu rozmowa stawała się coraz bardziej szczera, a oni otwarci i odważniejsi niż zwykle. 
- Gangnes jest idiotą - stwierdził Bjorn, po którymś z kolei drinku. - Nie potrafi cię docenić.
- A ty byś potrafił? - zapytała, uśmiechając się przy tym zalotnie. 
Romoeren wodził ręką po jej kolanie, ale ją to ani trochę nie peszyło. Nadia nie zamierzała bawić się w kotka i myszkę. Nie czekając na żadne zaproszenie z jego strony, wpiła się ustami w jego wargi.
- Myślę, że dzięki mnie możesz się poczuć doceniona - wyszeptał i znowu ją pocałował. - Chyba się ze mną zgodzisz, czyż nie?
W odpowiedzi zgasiła światł w głównej części knajpy, po czym pociągnęła go na zaplecze, gdzie dokończyli akt swojej zdrady.

***


Wstyd zalewał całe jej ciało na myśl o tamtej nocy. Gdyby wtedy porozmawiali jak dwójka dorosłych ludzi lub po prostu nie zainicjowałaby tego, to nic by się przecież nie wydarzyło. Może udałoby się jej i Kennethowi jakoś dojść do porozumienia, zamiast tego oddalili się od siebie jeszcze bardziej. Ale tak się nie stało, bo zarówno Nadia, jak i Bjorn, potrzebowali bliskości i czułości, której w tamtym czasie im brakowało. Nigdy nie przestali kochać swoich partnerów, ale kryzysy w ich związkach pchnęły ich do siebie. 
Kenny nie odbierał od niej telefonów i zdesperowana Larsen nie miała pojęcia, co zrobić. Iris poleciała na wakacje do Mediolanu ze swoim nowym chłopakiem, więc nie zamierzała psuć jej tych chwil i zawracać głowy swoimi problemami. Koniec końców wybrała numer do jedynej osoby, która mogła jej pomóc.
- Halo?
- Atle, możemy się spotkać?

***


Siedział w samochodzie i wpatrywał się w znajdujący się po drugiej stronie ulicy dom. Targało nim tyle różnych emocji, które skłoniły go do przyjazdu do Romoerenów. Powinien był zawrócić, wrócić do mieszkania Nadii, porozmawiać z nią. Nazwała go Bjorn. Dźwięk jego imienia w jej ustach nie dawał mu spokoju, powracając jak bumerang. Bjorn, Bjorn, pierdolony Bjorn, który pieprzył się z Nadią. Niedobrze mu się robiło na myśl o nich razem.
Sam nie był święty, gdy zdradził swoją ukochaną z dziewczyną, której imienia nawet nie pamiętał i pewnie gdyby ją minął na ulicy to nie zorientowałby się, że to ona. To był jednorazowy wybryk, którego nie zamierzał powtarzać. Nie chciał nawet myśleć o tym jak długo Nadia spotykała się na boku z Romoerenem. Miesiąc? Dwa? A może jeszcze więcej?
Nagle spostrzegł, że z domu wychodzi Martine, a Bjorn zaraz za nią. Do tego oboje targali za sobą walizki, które po chwili mężczyzna spakował do bagażnika. Ucałował żonę w policzek, po czym oboje wsiedli do samochodu. Mógłby wyskoczyć, wyciągnąć Romoerena za fraki i obić go na kwaśne jabłko. Prawdopodobnie poczułby się lepiej, ale tylko na moment. Później wszystko uderzyłoby w Kennetha ze zdwojoną siłą, więc nie zrobił nic, odpalił swój samochód i pojechał w przeciwną stronę.

***

Siedziała na tej samej kanapie co Gangnes parę dni temu i próbowała ułożyć sobie wydarzenia z ostatnich tygodni w głowie. Przeanalizowała każde dokładnie i z każdą sekundą czuła się coraz gorzej. Wszystko wymknęło jej się spod kontroli. Stała z boku i obserwowała jak jej życie sypało się niczym domek z kart, lecz nie potrafiła nic z tym zrobić. Zgotowała sobie to na własne życzenie.
- Nie pisałem się na bycie psychologiem – powiedział Atle i objął brunetkę ramieniem. – Eh, dzieciaczki, co z was wyrosło?
- Cieszę się, że świetnie się bawisz – burknęła, odsuwając się od niego. – Jestem taką idiotką.
- Zupełnie jakbym słyszał Gangnesa.
- Atle, proszę…
Chłopak westchnął i spojrzał na nią zmartwiony. Kenny był jego kumplem, ale Nadia też stała mu się w pewien sposób bliska i naprawdę chciał im pomóc, ale nie potrafił. Gdyby umiał to by się cofnął w czasie i powstrzymał ich, zanim będzie za późno. Wiedział jednak, że oni sami najchętniej by wymazali to co się stało i nigdy do tego nie dopuścili. Nie mógł więc zaoferować im niczego poza swoim wsparciem, ale to już nie wystarczało.
Atle już chciał coś powiedzieć, lecz przerwał mu dzwonek. Wstał z miejsca i podszedł do drzwi, za którymi stał Kenneth. Nadia zerwała się z miejsca, gdy tylko spostrzegła kim był owy gość, który przyszedł do Roensena. Gospodarz zmył się do innego pomieszczenia, zostawiając dwójkę przyjaciół samych. Kenny stanął naprzeciw brunetki i pogłaskał ją po policzku, co ją zaskoczyło.
- Chciałbym spytać cię o tak wiele rzeczy – rzekł w końcu, nie odrywając wzroku od jej twarzy. – Ale nie jestem gotowy, by znać odpowiedzi.
- Przepraszam, Kenny – wyszeptała, zaciskając dłonie w pięści i walcząc z wzbierającym się szlochem. – Przepraszam i zrozumiem, jeśli to nasze ostatnie spotkanie.
- Ja też cię zdradziłem – wyznał. Na te słowa Nadia zrobiła krok do tyłu, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. – To był jeden raz, ale nie będę się usprawiedliwiał. Każde z nas popełniło błędy.
- U mnie to był więcej niż jeden raz.
- Domyśliłem się.
- Więc co teraz z nami będzie?
Przełknął ślinę. To pytanie musiało w końcu paść, prawda? Mimo tego, że oboje świetnie znali na nie odpowiedź. Ale i tak nie był na nie gotowy, tak samo jak ona. Ujął jej dłoń i popatrzył prosto w te zielone oczy, które pokochał od momentu, gdy spojrzał w nie na balkonie u Hilde.
Miała nadzieję. Tliła się w niej odkąd zobaczyła jak przekracza próg mieszkania Atle, jak do niej podchodzi, jak dotyka jej policzka. Cały czas była w niej i kurczowo się jej trzymała. Ale utraciła ją, widząc smutek i ból wypisany na twarzy Kennetha.
- To koniec.
Pokiwała głową i zdobyła się na lekkie uniesienie kącików ust. Tak, to był ich koniec. Opuścił ją. Poczuła jak ten zepchnięty do kąta przez Romoerena Kenny rozrywał jej serce jeszcze bardziej.
Wyminęła go i podeszła do drzwi. Położyła dłoń na klamce, po czym obróciła się jeszcze, by spojrzeć na Kennetha ten ostatni raz.
- Kocham cię – powiedziała, bo to była prawda. Kochała go przez cały ten czas i nienawidziła siebie za to, że zniszczyła ich związek. – Kocham cię, Kenny.
- Wiem o tym – odpowiedział i uśmiechnął się do niej. – Ja też cię kocham.
Odwzajemniła jego uśmiech, a po chwili wyszła z mieszkania.

***

Także tego, witam wszystkich w 2016 roku! 
To coś powyżej zaczęłam pisać jakoś w styczniu/lutym tamtego roku, w przypływie Gangnesowych feelsów jakie ten mi dawał swoimi skokami w Pucharze Kontynentalnym i postanowiłam to dokończyć z powodu fali feelsów jaki Kenny mi daje swoimi skokami w tym sezonie w Pucharze Świata. A, no i tęsknię ze Berem, ale to w sumie klasyka.
Chyba będę coraz częściej tutaj wpadać (choć obiecywałam sobie to już tyle razy) i w sumie niedługo znowu przybędę z czymś norweskim, ale to w swoim czasie. ;)
Do napisania!