piątek, 23 października 2015

A Little Bit Longer


Ja


On

*


Waiting on a cure
But none of them are sure
A little bit longer and I'll be fine

*

Mam w swoim życiu kilka niedokończonych spraw, których prawdopodobnie już nigdy nie będzie mi dane zamknąć w taki sposób, jaki bym tego chciała. Nie cofnę czasu, nie naprawię swoich błędów. I relacja między mną a Nim jest jedną z takich spraw.
Byliśmy przyjaciółmi, choć… Myślę, że byliśmy czymś więcej (a może to tylko moje urojenie?), kimś w rodzaju bratnich dusz. Problem w tym, że gdy myślę o tym z perspektywy czasu to odnoszę wrażenie, że tylko ja to tak postrzegałam, bo za bardzo się zaangażowałam. I to może być powodem dla którego nie potrafię zapomnieć, przestać myśleć o tym „co by było gdyby…” i nie wspominać jak było przedtem.
29 marca 2012 roku. Ta data już mi się wryła na pamięć do głowy. Głupia sprzeczka, którą ja zaczęłam. Napisałam o kilka słów za dużo, czego teraz żałuję.
Jeśli tak ma wyglądać każda nasza rozmowa to lepiej żebyśmy nie rozmawiali”.
Najbardziej zabolała mnie jego obojętność. Jak gdyby było mu wszystko jedno, czy jeszcze kiedykolwiek faktycznie się do niego odezwę. Może problem leżał w tym, że oboje byliśmy nie dojść dojrzali? Przyznałam się przed sobą do błędu i tego, że zawiniłam. Nie sądziłam, że ta sprzeczka będzie naszą ostatnią konwersacją. Każde uniosło się swoją dumą, zajęło swoimi sprawami i drogi się rozeszły.
W takich chwilach chciałabym być osobą mniej sentymentalną. Taką, która nie rozpamiętuje wszystkiego, nie analizuje każdego szczegółu, nie zastanawia się nad tym, co zrobiła źle i jak można było to rozegrać inaczej. Straciłam kogoś, kto nie jeden raz okazał się być lepszym wsparciem niż przyjaciółki, z którymi spotykałam się na co dzień.
W czerwcu 2014 roku miałam okazję być na swoim pierwszym koncercie 30 Seconds To Mars. Zespołu, który oboje uwielbialiśmy (ha, mieliśmy nawet takie same koszulki z Jaredem). I to był jeden z tych dni, kiedy brakowało mi Go najbardziej. Kiedy przez te parę godzin czekałam na otwarcie bram, myślałam sobie o tym, że gdybyśmy się nie pokłócili to bylibyśmy w Rybniku razem. Cieszylibyśmy się muzyką ukochanego bandu, zdzierając gardło na każdej piosence i bawiąc się razem z tłumem.
Tak wiele rzeczy kojarzy mi się z Nim, że czasami sama nie mogę w to uwierzyć. Choćby kolejny zespół, który lubiliśmy, choć ktoś by teraz mógł pomyśleć, że to obciach – Jonas Brothers. Cholera, nawet teraz, gdy słucham „A little bit longer” to się wzruszam, może nawet bardziej niż te parę lat temu, gdy byłam ich fanką i podkochiwałam się w Joe.
Godzinami gadaliśmy na Skype, śmiejąc się przy tym z czegoś, co teraz mogłoby się wydawać głupie, ale zupełnie nie mam z tym problemu. Bo to jedne z moich ulubionych wspomnień związanych z Nim – kiedy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, nie przejmując się problemami, które mieliśmy. Pamiętam jak sprawił sobie lustrzankę, którą potem machał mi do kamerki i cieszył się jak dziecko. Bo robienie zdjęć było kolejnym zainteresowaniem, które wspólnie dzieliliśmy, obok tańca i pisania.
Kiedy to wszystko piszę to sama zadaję sobie pytanie, czy to możliwe, że spotkałam w swoim życiu osobę, z którą miałam tak dobry kontakt, z którą dzieliłam tyle pasji i z którą urwał mi się kontakt przez pierdołę. Chciałabym się dowiedzieć, co u niego słychać. Co zdawał na maturze? Co studiuje? Gdzie teraz mieszka? Czy też jara się tym, że Jared będzie grać Jokera? Czy podobają mu się nowe kawałki Nicka Jonasa?
Ale przede wszystkim: czy jest szczęśliwy?
Bo mam nadzieję, że jest. Mam nadzieję, że ma wokół siebie ludzi, którzy na niego zasługują, że jest zdrowy i osiągnie sukces, bo zawsze był inteligentnym i ambitnym chłopakiem.
Liczę, że pewnego dnia znajdzie kogoś, kto będzie go kochał. Dostrzeże w nim to, co widziałam ja: świetnego człowieka z poczuciem humoru, który ma wielkie serce i którego lubiłam nazywać pierdzioszkiem. Kogoś, kto zrozumie jego sympatię do Seleny Gomez (ciekawe, czy mu to zostało…) i będzie z nim śpiewać „Like a love song”. Chciałabym by spotkał kogoś, kto rozbawi go do tego stopnia, że jego śmiech będzie przypominać dźwięki wydawane przez fokę.
I choć ciężko mi się było do tego przyznać, to chyba zawsze wiedziałam, że gdzieś tam na dnie czułam coś więcej. Wiedziałam jednocześnie, że on tego nie odwzajemnia, lecz nigdy nie miałam z tym problemu i nadal nie mam. Żałuję jedynie, że nie mogłam się pożegnać z nim tak, jak należy.
 A najlepiej nie żegnać się z nim w ogóle. 

*


No I'm not saying I'm sorry
One day maybe we'll meet again

*

Tego nie mogę nazwać jednopartem. To bardziej zbiór wspomnień. Nie wszystkich co prawda, ale tych, którymi się chciałam podzielić. Z pozostałymi nadal będę walczyć w swojej głowie. To "coś" jest najbardziej osobistym tworem, jaki ode mnie wyszedł i napisanie tego wymagało ode mnie naprawdę wiele. W swoim życiu straciłam kontakt z różnymi osobami, ale z Nim było inaczej. Z jednej strony chciałabym go jeszcze kiedyś spotkać i pogadać, a z drugiej boję się tego, czy nie czułabym się jeszcze gorzej. 
Wiem, że to nie jest najlepsza rzecz jaką w życiu napisałam i nie starałam się, żeby nią była. Potrzebowałam gdzieś wylać wszystko to, co we mnie siedziało, a i tak mam wrażenie, że jeszcze trochę zostało. Równie dobrze mogłabym nie klikać publikuj, gdzieś to zapisać, wydrukować i spalić albo zwyczajnie usunąć, ale tego nie robię. Dlaczego? Z prostej przyczyny (nie wiem, czy ktoś to jeszcze czyta...).

Jeśli wam na kimś zależy to walczcie do końca. Ja tego nie zrobiłam. Mogłam jeszcze uratować swoją przyjaźń z Nim i teraz sobie tylko gdybam. Nie dopuśćcie do tego, by ważne dla was osoby stały się wspomnieniem. Nie. Sprawcie, by ważne osoby wspominały te wspólne momenty razem z wami.

Dziękuję za uwagę.