Nadia Larsen
Kenneth Gangnes
Bjorn Einar Romoeren
***
***
Usiadła na parapecie i zgięła nogi, by
móc położyć głowę na kolanach i wypatrywać go przez okno. Wskazówki zegara
leniwie się przesuwały, aż w końcu wybiła 21. To była godzina ich co tygodniowych
spotkań. Miała na sobie koszulę, którą zostawił u niej ostatnio. Jej materiał
pachniał nim, Bjoernem. Jej Bjornem.
Tym czułym i dbającym o nią Bjornem, nie tym, który następnego dnia w ubierał
się w pośpiechu, wsiadał do samochodu i wracał do swojej żoneczki, udając
przykładnego męża, którym nie był. Pogodziła się z tym, że oboje nie byli
osobami, które mogłyby być dla innych wzorem cnót. W końcu ona też miała swoje
za uszami, zdradzając od kilku miesięcy nieświadomego Kennetha.
To nawet nie tak, że Kenny nie był dla
niej ważny. Po prostu nie umiała oprzeć się Romoerenowi, który wdarł się do jej
serca, nie pytając czy tego chce i już tam sobie został. Tym samym zepchnął
gdzieś Gangnesa do ciemnego kąta i nie zrobiła nic, by go stamtąd wyciągnąć.
Nawet nie chciała tego robić, bo przecież miała Bjoerna, czyż nie? Była
zauroczona o 10 lat starszym od siebie mężczyzną i nie zważała na konsekwencje.
Rozbite małżeństwo? Zranione uczucia? Odejście Kennetha? Ani trochę jej to nie
ruszało.
Zaczęła się niecierpliwić. Powinien już
tu być, by wziąć ją w ramiona, obsypać pocałunkami i wyszeptać, jak bardzo za
nią tęsknił przez te kilka dni. A ona cała rozpromieniona się roześmieje,
wtulając się w niego i korzystając z każdej sekundy jaką mają do
wykorzystania.
Kot wdrapał się na parapet i zaczął z
gracją ocierać się o nią, dając tym jasnym sygnał, że chce by się ruszyła i
dała mu coś do jedzenia. Spojrzała na sierściucha i zawahała się przez moment.
Zerknęła po raz ostatni przez okno, ale on nie nadchodził. Zrezygnowana
pokręciła głową i poszła do kuchni, a Elvis poczłapał za nią, wyraźnie
zadowolony z tego, że jego plan się powiódł i będzie mógł zajadać się swoimi
ukochanymi smakołykami.
Chwyciła telefon do ręki z nadzieją, że
może wysłał jej jakąś wiadomość, ale szybko się przekonała, że nic takiego się
nie stało. Zamiast tego czekały na nią 3 nieodebrane połączenia od Kennyego i
jedno od jej przyjaciółki, Iris.
Z wściekłości zrzuciła stojącą na
blacie kuchennym szklankę. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji. Nie
spóźniał się na umówione spotkania, a jeśli już mu coś wypadło to dzwonił lub
pisał, by o tym poinformować.
Wtem usłyszała szczęk kluczy i dźwięk
otwieranych drzwi, a do mieszkania wszedł Gangnes. Zaskoczona obrotem spraw nie
wiedziała jak się zachować. Nie jego się spodziewała i nie miała bladego
pojęcia co tutaj robił.
- Nadia, wszystko w porządku? -
zapytał, zbliżając się do niej. Ujął jej dłoń i ze smutkiem stwierdził, że ani
trochę nie obeszła ją jego nagła wizyta. - Nie odbierałaś telefonu i bałem się,
że coś się stało...
- Nic mi nie jest - odparła zimnym
tonem i wyrwała mu się. - Źle się czuję i nie mam ochoty na rozmowy z nikim.
Norweg nie zatrzymywał jej, kiedy go
minęła i zamknęła się w sypialni. Oddalali się od siebie coraz bardziej i czuł,
że ją traci, ale był bezsilny, bo w pojedynkę nie można uratować związku.
Kenneth zacisnął pieści, po czym wziął się za posprzątanie odłamków szkła, bo tylko
tyle mógł dzisiaj zrobić dla panny Larsen.
***
Omal nie padła na zawał, kiedy następnego ranka
zastała Gangnesa śpiącego na kanapie. Wydała z siebie ciche westchnięcie i
poprawiła koc, którym był przykryty. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdy spał
to wyglądał doprawdy uroczo, niczym mały chłopiec.
Nadia była święcie przekonana, że Kenny wyszedł
niedługo po tym, jak ona zamknęła się w swoim pokoju, ale tak się jednak nie
stało. Zostawiła go w salonie i przemknęła się po cichu do kuchni, gdzie wzięła
się za robienie śniadania dla siebie i niego. To było dziwne. Próbowała usilnie
przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz przyszło jej spędzić poranek w
towarzystwie Kennetha i ze smutkiem uświadomiła sobie, jak wiele się zmieniło w
ciągu tych paru miesięcy. Jeszcze nie tak dawno nie byłaby w stanie spojrzeć na
innego faceta, a teraz regularnie pieprzyła się z Bjoernem.
Starała skupić się na robieniu omletów, ale przed
oczami stanął jej pierwszy raz, kiedy spotkała Gangnesa. Jak zwykle Iris sobie
coś ubzdurała i zaciągnęła ją na imprezę, której organizatorem był jej kuzyn,
wieczny balangowicz i również skoczek - Tom Hilde. Jej przyjaciółkę zawsze
kręciło przebywanie wokół jego znajomych, ale Nadię nie bardzo. Nie
interesowały ją skoki, mimo usilnych prób zachęcenia ją do tego sportu. Do
czasu...
***
- Boże, Iris, nie możesz iść tam sama?
Nadia siedziała na skraju łóżka blondynki, czekając
aż ta w końcu wybierze odpowiedni strój na dzisiejszy wieczór. Po pokoju walały
się sukienki, spódniczki, shorty, długie spodnie. Nic jej nie pasowało.
Rozdrażniona Larsen miała ochotę rzucić w nią pierwszą lepszą kiecką jaką miała
pod ręką, ale Johansen nagle pisnęła z radości i pobiegła do łazienki.
- Jak wyglądam?
Brunetka musiała przyznać, że jej kumpela
prezentowała się świetnie. Czarna sukienka sięgająca do połowy uda idealnie
podkreślała długie nogi dziewczyny. Nadia z uśmiechem wyciągnęła kciuk do góry
i pokiwała głową twierdząco. Zadowolona ze swojego wyboru Iris klasnęła w
dłonie, po czym pociągnęła pannę Larsen w stronę lustra. W przeciwieństwie do
stojącej obok niej blondynki prezentowała się zwyczajnie. Jeansowe spodenki z
wysokim stanem, biała koszulka na ramiączkach i do tego jej ulubiona czarna skórzana
kurtka. Nie czuła się na siłach, by gdziekolwiek wychodzić, ale skoro już
obiecała to nie mogła się wymigać.
***
- Kenny? - Nadia potrząsnęła ramieniem Gangnesa,
który chyba zapadł w sen zimowy i nie zamierzał się budzić. - Kenny, wstawaj!
- Mhm, mamo, jeszcze pięć minut... - mruknął
zaspany skoczek.
Dziewczyna nie dawała za wygraną i tym razem
postanowiła przejść do radykalnych działań, a mianowicie łaskotek. Już po
chwili blondyn zaczął się podśmiechiwać, ale nie zamierzał się poddać bez walki.
Pociągnął Nadię za rękę, a ta zaskoczona wylądowała na jego kolanach.
- Jesteś niemożliwy - powiedziała i się zaśmiała. -
Zrobiłam nam śniadanie i jeśli nie chcesz jeść zimnych omletów, to lepiej
podnieś tyłek i chodź.
- Ale kiedy mi tak dobrze - odparł z zawadiackim
uśmieszkiem na twarzy. - I to nawet bardzo.
Kenneth patrzył na nią z czułością,
podczas gdy Nadia była bliska płaczu. Nie zasługiwała na niego. Zdała sobie
sprawę, że gdyby Bjoern był u niej wczoraj i Kenny wpadł do niej z wizytą...
Wolała sobie nie wyobrażać, co by się tutaj działo.
***
Na dobrą sprawę, gdyby postanowiła
zwiać z tej imprezy, to nikt by tego nawet nie zauważył. W tym tłumie ludzi
zgubiła Iris, która jak szalona popędziła w stronę swoich znajomych i zniknęła
z nimi. Poirytowana Nadia poszła na balkon, który był jedynym miejscem, gdzie
aktualnie nikogo nie było.
A przynajmniej tak było aż nie pojawił
się trochę wyższy od niej blondyn, trzymający piwo w ręce. Zbliżył się do
brunetki i stanął obok, co rusz na nią spoglądając z zaciekawieniem.
Niewzruszona jego obecnością Larsen utkwiła wzrok w migoczących na niebie
gwiazdach. Była pewna, że jeśli będzie go ignorować, to ten się znudzi i
pójdzie sobie poszukać kogoś innego, lecz on dalej sterczał i stopniowo
opróżniał butelkę.
- Płacą ci za stanie tutaj czy co? -
warknęła na niego, odwracając głowę w jego stronę. Chłopak opierał się o
barierkę z kpiącym uśmiechem na twarzy i wyraźnym zadowoleniem, że w końcu się
złamała i odezwała do niego. - Boże, dziwny koleś z ciebie.
- W twoich ustach brzmi to jak
komplement - odparł, po czym wyciągnął do niej prawą rękę. - Jestem Kenneth.
- A ja nie jestem wystarczająco pijana,
by z tobą gadać - powiedziała i wyrwała mu butelkę z lewej dłoni, po czym
wypiła resztę zawartości. - Od razu lepiej.
- Czy teraz zdradzisz mi swoje imię?
Westchnęła i wywróciła teatralnie
oczami. Utkwiła swoje zielone spojrzenie w postaci Kennetha, który nie wydawał
się być taki najgorszy. Nie wyglądał raczej na kolesia, który szuka przygody na
jedną noc, co w sumie mogła uznać za plus.
- Nadia.
***
- Kocham cię.
Te dwa słowa wyrwały Larsen z letargu.
Oszołomiona popatrzyła na Gangnesa, który z powagą wyznał jej miłość, licząc na
to samo z jej strony. Gdzieś tliła się w nim nadzieja, że odpowie "Ja ciebie też", co
by znaczyło, że jeszcze nie wszystko stracone. Dziewczyna wpatrywała się w
niego z paniką, nie wiedząc jak się zachować. Nie potrafiła odpłacić mu się tym
samym, kiedy niczego nie była pewna.
Musnęła jego wargi, chcąc znowu poczuć
to, co kiedyś. Chciała wierzyć, że to uczucie w niej jest i nie zgasło, zostało
tylko przytłumione przez targające nią pożądanie względem Romorena.
Jednak Kenny nie tego oczekiwał.
Oderwał się brunetki i ściągnął ją ze swoich kolan, by po chwili wstać, ubrać
się i wyjść z mieszkania.
***
Doskonale znał to uczucie, kiedy
przebywał wśród ludzi, ale czuł się opuszczony. Poczucie samotności nie równało
się byciu samemu. Koledzy i rodzina nie potrafili wypełnić tej pustki.
Brakowało mu jej. Miał ją
blisko siebie, a jednocześnie odnosił wrażenie, że z każdym dniem stawali się
sobie zupełnie obcy. Czuł się jakby Nadia stała na szczycie góry, on zaś
wspinał się do niej, lecz nie mógł do niej dotrzeć. Im bliżej niej chciał być,
tym bardziej ona się oddalała.
Wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w
trzymaną w dłoniach ramkę i przyglądał się szczęśliwej parze, która uśmiechała
się do niego ze zdjęcia. Skupił się na twarzy czarnowłosej dziewczyny, w której
był zakochany po uszy. Zabawne. Kiedy ją poznał, nie spodziewał się, że stanie
się dla niego taka ważna. Może to on za bardzo się angażował i to ją
przerastało? W końcu byli młodzi i całe życie stało przed nimi otworem. Powoli
wracał do formy po kontuzji i z nadzieją patrzył w przyszłość. Gdyby tylko
udało mu się dowiedzieć, co stało na przeszkodzie między nim i Nadią…
***
Natarczywe pukanie i dźwięk dzwonka
przerwało jej relaksacyjną kąpiel, którą chciałaby zmyć wszystkie swoje
problemy i grzeszki. Westchnęła ciężko, po czym owinięta szlafrokiem podreptała
do drzwi. Jakież było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła skruszonego Romoerena z
butelką wina w dłoni. Założyła ręce na piersi i oparła się o framugę,
wyczekując wyjaśnień z jego strony. Bjorn przeczesał palcami swoje anielskie
blond włosy i uśmiechnął się z tym swoim chłopięcym dźwiękiem, mimo iż był on
trzydziestodwuletnim mężczyzną. Ber jednak należał do kategorii facetów, którzy
byli "im starsi, tym lepsi". Może w tym leżał problem. Gangnes wciąż
był według niej niedojrzałym Kennym, który lubił stroić sobie żarty ze swoimi
kumplami, bawić się i nie przejmować tym, co go czeka. Bjorn był zaś dorosłym
facetem, który miał na koncie wiele sukcesów i w pewnym momencie swojego życia
odstawił na bok dzikie imprezowanie.
- Dobry wieczór - odezwał się w końcu.
- Przeszkadzam pani?
- Trochę - odparła z przekąsem w
głosie. - Mogłeś mnie uprzedzić. Pomijając to, że byliśmy umówieni wczoraj...
- Tak, wiem, przepraszam - powiedział
przepraszająco, próbując ją jakoś udobruchać, lecz ta wydawała się być
nieugięta. Patrzyła na niego złowrogo, niczym Fannemel, kiedy ktoś wyje mu cały
dżem. - Uhm, to może ja już pójdę.
Po tych słowach Ber zaczął kierować się
w stronę schodów, nie oglądając się za siebie. Nadia stała nieruchomo i
patrzyła jak odchodzi. Policzyła do pięciu, wzięła głęboki wdech, po czym zawołała
za odchodzącym Romoerenem, który natychmiastowo się odwrócił. Ruchem głowy
wskazała, by wszedł do środka.
- Szybko zmieniasz zdanie - zadrwił,
stawiając butelkę na stoliku w salonie. Brunetka zmrużyła powieki, posyłając mu
kolejne nieprzyjemne spojrzenie, na co on zareagował śmiechem. - Oh, nie bądź
taka.
Bjorn zbliżył się do niej i ujął jej
twarz w dłonie, by po chwili złożyć pocałunek na jej ustach. Była cholernie
słaba i nie umiała go odepchnąć, nieważne jak zła była, że nie odezwał się do
niej wczoraj ani słowem o tym, że się nie pojawi. Wplotła palce w jego włosy,
przywierając do niego całym ciałem i nie pozwalając mu się ruszyć nawet na
milimetr. Po raz kolejny pozwoliła wygrać namiętności i swoim pragnieniom
względem Romoerena.
Odsunęła się od niego i odwróciła
tyłem, by nie widział jak jej blade policzki czerwienieją, a kąciki ust unoszą
się do góry w uśmiechu. Starała uspokoić się łomoczące jak oszalałe serce, lecz
to było trudne, kiedy Bjorn ją obejmował i rozpraszał kolejnymi pocałunkami,
które składał na jej szyi.
- A niech cię szlag, Romoeren -
mruknęła na tyle głośno, by to usłyszał. Ten zadowolony z siebie nie
przestawał, dopóki Larsen mu się nie wyrwała i nie pobiegła do kuchni. Gdy
wróciła Bjorn siedział na kanapie z otwartym winem, wyczekując powrotu Nadii.
Dziewczyna usiadła obok niego i podstawiła mu szkło, które kilka sekund potem
były wypełnione czerwonym płynem. - To za co dzisiaj pijemy?
- Za tę piękną noc - odparł z
tajemniczym wyrazem twarzy, po czym dodał: - Którą zamierzam spędzić z tobą.
Pokręciła z rozbawieniem głową i
wznieśli swój mały toast, stukając się kieliszkami. Z upływem czasu trunku
ubywało, a wraz z nim ich ubrania, które zgubili w drodze do sypialni.
***
Ból głowy rozsadzał mu czaszkę i zaczął
żałować, że dał się namówić na wyjście do klubu. Nie tylko kac dawał o sobie
znać, bowiem dręczące go wyrzuty sumienia atakowały od samego rana. Wczoraj
wieczorem uważał to za świetny pomysł, bo potrzebował się rozerwać, napić i
wygadać kolegom, którzy skomentowali całą sytuację w swoim stylu.
***
- Kenny, wyluzuj, wiesz jakie są panny
- rzekł Tom, który jak zawsze służył jako specjalista od przedstawicielek płci
pięknej. - Jak będziesz ją ignorować przez kilka dni, to w końcu sama zatęskni
i do ciebie przyleci.
- Niech sobie nie myśli, że cały świat
kręci się wokół niej - pociągnął temat Rune, po czym szturchnął przysypiającego
Stjernena. Andreas słabo kontaktował i widać było, że melanż dał mu się we
znaki najbardziej. - Humorzaste są i trzeba się z tym pogodzić.
- Dlatego cieszę się, że jestem singlem
- powiedział Fannemel, szczerząc się i opróżniając szklaneczkę z kolorowym
drinkiem. Odkąd tylko przyszli, to Anders co rusz podbijał do jakichś panienek,
które nie miały nic przeciwko jego zalotom. - Wolność, swoboda, brak
zobowiązań, żadnych uczuć.
Hilde i Fannis przybili sobie piątkę
dumni jak pawie ze swoich porad oraz teorii na temat kobiet i bycia w
związkach. Gangnes pokręcił jedynie głową z dezaprobatą i pofatygował się do
baru, tym razem zamawiając sobie coś mocniejszego. Chciał chociaż na te kilka
godzin pozbyć się Nadii z głowy, by móc bawić się tak, jak za dawnych
czasów.
Rozglądał się po sali i poczuł, że ktoś
go obserwuje. Odwrócił głowę w prawo i spostrzegł siedzącą samotnie przy
stoliku blondynkę, która uśmiechała się do niego figlarnie. Nie wiedział, czy
to alkohol, przygnębienie, jej uroda czy gadki kumpli z kadry skłoniły go do
podejścia do niej. Możliwe, że wszystkie czynniki sprawiły, że koniec końców
wylądowali u niego w mieszkaniu. Nie myślał o Nadii, o tym jak ją kocha i
chciałby być przy niej codziennie. Pragnął rozrywki, którą tamtai mu zapewniła.
***
Nie wiedział, co teraz robić. Blondynka
zmyła się zanim jeszcze się obudził, nie zostawiając mu żadnej wiadomości. Może
tak było lepiej, nie chciał jej więcej widzieć. Nie mógł mieć do pretensji, sam
się w to wpakował i musiał się jakoś z tego wyplątać. Kenneth ściskał w dłoni
komórkę, wahając się czy dzwonienie do Nadii o 8 rano w sobotę jest dobrym
pomysłem. Szybko z tego zrezygnował i zamiast tego poszedł wziąć długi
prysznic. Ubrał się pośpiesznie, zamknął mieszkanie i wsiadł do samochodu jadąc
do jedynej osoby, której mógł się z tego wszystkiego wyspowiadać.
***
Pierwszym widokiem po przebudzeniu był
ubierający się w pośpiechu Bjorn i jego stercząca na wszystkie strony świata
blond czupryna. Biegał po pokoju cały zdenerwowany w poszukiwaniu części swojej
garderoby. Panujące w pokoju pobojowisko jednoznacznie świadczyło o tym, że
dobrze się bawili poprzedniego wieczoru, lecz przyszedł czas przejść do
porządku dziennego, gdzie nie było miejsca na niego i Nadię razem.
Chłodne spojrzenie mężczyzny wprawiło
brunetkę w osłupienie. Chciała coś powiedzieć, ale potrafiła jedynie wpatrywać
się w niego otępiale. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, przez co miała
wrażenie jakby miała do czynienia z manekinem na wystawie, a nie żywym
człowiekiem, który jeszcze parę godzin temu ją pieścił, całował i lustrował
każdy detal jej ciała.
Miała ochotę do niego podejść i
poprosić, by został na śniadaniu, jak to zwykle miał w zwyczaju, ale jego
zachowanie zdradzało, że pragnie wyjść stąd jak najszybciej. Nie potrafiła dać
za wygarną, więc kiedy wyszedł z sypialni, to Larsen pobiegła za nim.
- Gdzie ci się tak śpieszy?
Ber puścił jej pytanie koło uszu i
zaczął wkładać buty. Nie minęła minuta, a on już był gotów opuścić mieszkanie,
gdyby nie to, że dziewczyna złapała go za nadgarstek, dając mu jasny sygnał, że
żąda od niego wyjaśnień.
- Muszę już wracać - odpowiedział
krótko, nie patrząc na nią. Stali oboje nieruchomo w milczeniu jak dwa słupy. -
Nie bądź na mnie zła.
- Jak mam nie być, skoro mnie tak
traktujesz? - oburzyła się i szarpnęła go. - Bjorn, cholera, co się dzieje?
Dało się wyczuć narastające między nimi
napięcie. Zarówno Bjorn, jak i Nadia byli jak tykające bomby, które mogły lada
moment wybuchnąć, nie mogąc wytrzymać dłużej tej cholernej ciszy.
- Martine się czegoś domyśla - wydusił
z siebie w końcu. - Zadawała masę pytań, dlatego przyjechałem dopiero wczoraj.
Nie mogę pozwolić sobie na to, by się dowiedziała.
- Oh, więc nagle zachciało ci się
zgrywać dobrego mężulka - stwierdziła z przekąsem, puszczając jego rękę. - I co
teraz zamierzasz?
- Będziemy musieli ograniczyć nasze
spotkania - oznajmił, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Nie mógł tu tak
dłużej sterczeć, bo w końcu Martine naprawdę się zorientuje, co jest grane i
wtedy będzie skończony. - Zrozum mnie.
- Żałosne - prychnęła i skrzyżowała
ręce na piersi, nie ukrywając rozczarowania słowami Bjorna. - Sam się w to
wszystko wpakowałeś. Nie jestem twoją zabawką!
- Do tanga trzeba dwojga, moja droga -
odgryzł się. - Ty niby zachowujesz się fair wobec Gangnesa? Grasz na jego
uczuciach, a on jest w tobie ślepo zakochany i świata poza tobą nie
widzi.
- Przestań... – powiedziała błagalnie. –
Proszę, przestań.
- Mam przestać? W nocy prosiłaś o coś
zupełnie innego – rzekł z kpiącym uśmieszkiem. - Do niczego cię nie zmuszałem,
ty sama z chęcią wskoczyłaś mi do łóżka. Widocznie Kenny cię nie zadowalał, co?
W tamtej chwili miarka się przebrała i
dłuższe utrzymywanie emocji na wodzy było ponad siły Nadii, która wymierzyła
Romoerenowi siarczysty policzek. Bjorn zaśmiał się i nazwał ją histeryczką, po
czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Larsen próbowała uspokoić swoje zszargane
nerwy i pozbierać się w całość. Wzięła kilka głębokich oddechów, ratując się od
płaczu. Najgorsze w tym wszystkim, że on miał pieprzoną rację i to nie dawało
jej spokoju. Kryzys w związku jej i Kennetha sprawił, że wylądowała w ramionach
Romoerna, gdzie szukała pocieszenia i możliwości zaspokojenia swoich potrzeb. Gdy
tak o tym myślała, zaczęła kiełkować w niej odraza do samej siebie.
Jednocześnie pożałowała tego, że nie potrafiła tego skończyć wcześniej lub
nigdy nie zaczynać.
***
Miał wrażenie jakby wszystko dudniło mu
w głowie i odbijało się ze zdwojoną siłą, a każdy hałas był torturą. To
wszystko i tak było niczym przy dręczących go wyrzutach sumienia, które wżerały
się w jego skórę. Chciałby je zmazać, nie wracając już więcej do wydarzeń z
nocy. Zdradził Nadię. Osobę, z którą chciał być. Osobę, którą kochał.
Osobę, którą od dawna zawodził na całej linii i nic z tym nie zrobił.
Atle postawił przed Gangnesem szklankę
wody oraz paczkę tabletek przeciwbólowych, a po chwili zajął miejsce obok
niego, czekając aż jego przyjaciel postanowi podzielić się co tym razem
przeskrobał i dlaczego wygląda jakby go walec przejechał.
- Jestem idiotą.
- To wiadomo nie od dzisiaj.
- Poszedłem wczoraj na imprezę z Veltą,
Fannemelem, Stjernenem i Hilde... - zaczął i widząc, że Roensen chce coś
powiedzieć, podniósł rękę do góry, by go powstrzymać przed jakimikolwiek
komentarzami dopóki nie skończy. - Wszystko było w porządku, tylko potem
poznałem kogoś i...
- Nie kończ - wciął mu się Atle i nie
dbał o to, że ten miał zamiar coś jeszcze dodać. - Już całkiem ci odbiło.
Kenny nie potrafił ukryć przed nim
tego, jak był rozczarowany samym sobą. Nie tak miało to wszystko wyglądać.
Powinien był pójść teraz do Nadii i wyznać jej wszystko, ale głęboko w nim
zakorzeniła się ta cholerna obawa, że ją straci.
- Latając za innymi laskami na pewno
naprawisz ten związek - rzekł z wyczuwalną ironią w głosie Petersen, po czym
potrząsnął ramieniem Gangnesa. - Stary, zrób coś! Otrząśnij się, daj sobie
kilka godzin i idź do niej.
Już niczego nie był pewien. Czy Atle
miał rację? A może się mylił i jednak lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej nie
pokaże się pannie Larsen na oczy? Wyobrażanie sobie jej reakcji na jego
wyznanie cały czas przewijało mu się przed oczami i nie mógł się go pozbyć.
Przy tym co chwilę powtarzał sobie kilka prostych, acz dobitnych słów: zawaliłeś i jesteś tchórzem.
***
Uporczywe dobijanie się do drzwi nie
przynosiło żadnego rezultatu, to też postanowił wyjąć z kieszeni klucze do jej
mieszkania i samemu sobie otworzyć. W środku panowały ciemności i był niemal
pewien, że nikogo nie ma. Wtem zauważył światło padające z sypialni na
korytarz.
Nadia leżała tyłem do drzwi i
przypominała mu małą, bezbronną kulkę. Coś w nim pękło, kiedy jego uszu
dobiegło pociąganie nosem i ciche łkanie. Powoli zbliżył się do niej i
przysiadł na skraju łóżka. Brunetka spojrzała na niego załzawionymi oczami, a
na jej twarzy malował się rozdzierający go smutek.
- Kenny... - wyszeptała i podniosła się
do pozycji siedzącej. - Kenny, ja...
Skoczek przytknął palec do jej ust, by
milczała. Zamknął ją szczelnie w swoich ramionach, jak gdyby bał się, że mu
ucieknie. Nie miał pojęcia, co chciała mu powiedzieć i w tej chwili go to nie
obchodziło. Odsunął ją od siebie delikatnie, po czym zaczął scałowywać
spływające po jej policzkach łzy, aż w końcu dotarł do warg, które czule musnął.
Delikatny pocałunek przemienił się w połączenie dwóch stęsknionych osób,
pragnących siebie wzajemnie po tak długim czasie. Nieważne były problemy,
niezobowiązujący seks z kimś na boku ani wszystkie kłótnie. Tu i teraz, on i
ona, ta jedna noc tylko dla nich.
- Bądź przy mnie, Kenny - powiedziała
między jednym pocałunkiem a drugim. - Niczego więcej teraz nie potrzebuję.
Blondyn pokiwał głową, po czym
przytulił ją mocno do siebie i nie wypuścił jej przez całą noc. Zasypiali z
poczuciem, że łączące ich uczucie nie zgasło i nieświadomością, że to tylko
cisza przed burzą...
***
Zegar wiszący na ścianie wskazywał
godzinę 7, kiedy Kenny się obudził. Leżąca obok niego dziewczyna wciąż spała
spokojnie z błogim wyrazem na twarzy. Przypatrywał się jej z uśmiechem przed
dłuższą chwilę, po czym zaczął składać pocałunki na jej ramieniu, karku oraz
szyi, przez co zaczęła się budzić, ale on nie zamierzał przestać.
- Bjorn, ja chcę spać - mruknęła
zaspana i odwróciła się do niego przodem. - Romoeren, mówię se...
- Co, zapomniałaś z kim jesteś w łóżku?
- Kenneth patrzył na nią rozczarowany. Widząc, że ta chce coś powiedzieć,
szybko zareagował. – To nim byłaś taka zajęta ostatnio?
Brunetka nie potrafiła wydusić z siebie
ani słowa. Może powinna była się bronić przed jego atakiem, ale czy to miało
sens? Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zrobiła. Przyglądała się Gangnesowi,
który nie chcąc słuchać żadnych tłumaczeń, zaczął się ubierać. Pieprzone deja
vu. Smutny wzrok skoczka był jak wbicie sztyletu prosto w serce. Zraniła go,
ale dotarło to do niej zdecydowanie zbyt późno.
Została bez Kennetha i Bjorna, za to z
poczuciem winy i nienawiścią do samej siebie. Chłopak, który kochał ją jak nikt
inny na świecie, odszedł od niej, nie mogąc wybaczyć kłamstw.
Patrzyła w sufit, płacząc i nie
wiedząc, co teraz zrobić i ani jak to wszystko poskładać w całość. Czy to dało
się jeszcze uratować? Kenny nie chciał jej znać, Ber wybrał swoją żonę i życie
z nią zamiast Nadii. Minuty mijały, a rozsadzający ją od środka ból nie malał.
***
Bycie kelnerką nie było spełnieniem jej
marzeń, ale i tak nie mogła narzekać. Każda praca była jej potrzebna, więc nie
zamierzała kręcić nosem. Lokal był już zamknięty, Larsen biegała z mopem i
zmęczenie dawało się jej wyraźnie we znaki. Mimo tego nie śpieszyło jej się z
powrotem do pustego mieszkania. Kolejna kłótnia z Kennethem sprawiła, że nie
miała ochoty na nic poza leżeniem i czekaniem, by w końcu coś do niego dotarło.
Jakiekolwiek rozmowy z nim były jak rzucanie grochem o ścianę. Tęskniła za nim,
lecz on tego nie rozumiał. Wpadł w wir treningów, dzięki którym chciał wrócić
do formy po kontuzji i straconym sezonie. Wspierała go w tym całą sobą, ale
jednocześnie pragnęła, by poświęcił trochę czasu jej, a nie tylko nartom i
skoczni.
Jej zamyślenie przerwało uporczywe
pukanie w okno. Bjorn Einar Romoeren stał na zewnątrz i domagał się wpuszczenia
go do środka. Szybko schowała wiadro z wodą, wytarła ręce ręcznikiem i pobiegła
mu otworzyć.
- Co ty tutaj robisz? - padło pytanie z
jej ust. - Nie miałeś iść dzisiaj na kolację z Martine?
- Ta... Trochę się posprzeczaliśmy -
wyjaśnił krótko, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem i zajmując miejsce przy
jednym ze stolików. - Przechodziłem obok i zobaczyłem, że światło się jeszcze
świeci.
- Uhm, tak, nie miałam dzisiaj zbyt
dobrego dnia, przez co rozbiłam dwie szkanki i talerz, więc zaproponowałam, że
ja dzisiaj posprzątam - wytłumaczyła mu i westchnęła ciężko. - Też zaliczyłam
awanturę z Kennym.
Romoeren pokiwał smętnie głową na znak,
że doskonale wie, co teraz czuła. Tego typu konwersacji nie dało się
przeprowadzić na trzeźwo, lecz na jednym piwie się nie skończyło. W miarę
upływu czasu rozmowa stawała się coraz bardziej szczera, a oni otwarci i
odważniejsi niż zwykle.
- Gangnes jest idiotą - stwierdził
Bjorn, po którymś z kolei drinku. - Nie potrafi cię docenić.
- A ty byś potrafił? - zapytała,
uśmiechając się przy tym zalotnie.
Romoeren wodził ręką po jej kolanie,
ale ją to ani trochę nie peszyło. Nadia nie zamierzała bawić się w kotka i
myszkę. Nie czekając na żadne zaproszenie z jego strony, wpiła się ustami w
jego wargi.
- Myślę, że dzięki mnie możesz się poczuć
doceniona - wyszeptał i znowu ją pocałował. - Chyba się ze mną zgodzisz, czyż
nie?
W odpowiedzi zgasiła światł w głównej
części knajpy, po czym pociągnęła go na zaplecze, gdzie dokończyli akt swojej
zdrady.
***
Wstyd zalewał całe jej ciało na myśl o
tamtej nocy. Gdyby wtedy porozmawiali jak dwójka dorosłych ludzi lub po prostu
nie zainicjowałaby tego, to nic by się przecież nie wydarzyło. Może udałoby się
jej i Kennethowi jakoś dojść do porozumienia, zamiast tego oddalili się od
siebie jeszcze bardziej. Ale tak się nie stało, bo zarówno Nadia, jak i Bjorn,
potrzebowali bliskości i czułości, której w tamtym czasie im brakowało. Nigdy
nie przestali kochać swoich partnerów, ale kryzysy w ich związkach pchnęły ich
do siebie.
Kenny nie odbierał od niej telefonów i
zdesperowana Larsen nie miała pojęcia, co zrobić. Iris poleciała na wakacje do
Mediolanu ze swoim nowym chłopakiem, więc nie zamierzała psuć jej tych chwil i
zawracać głowy swoimi problemami. Koniec końców wybrała numer do jedynej osoby,
która mogła jej pomóc.
- Halo?
- Atle, możemy się spotkać?
***
Siedział
w samochodzie i wpatrywał się w znajdujący się po drugiej stronie ulicy dom. Targało
nim tyle różnych emocji, które skłoniły go do przyjazdu do Romoerenów. Powinien
był zawrócić, wrócić do mieszkania Nadii, porozmawiać z nią. Nazwała go Bjorn. Dźwięk
jego imienia w jej ustach nie dawał mu spokoju, powracając jak bumerang. Bjorn,
Bjorn, pierdolony Bjorn, który pieprzył się z Nadią. Niedobrze mu się robiło na
myśl o nich razem.
Sam
nie był święty, gdy zdradził swoją ukochaną z dziewczyną, której imienia nawet
nie pamiętał i pewnie gdyby ją minął na ulicy to nie zorientowałby się, że to
ona. To był jednorazowy wybryk, którego nie zamierzał powtarzać. Nie chciał
nawet myśleć o tym jak długo Nadia spotykała się na boku z Romoerenem. Miesiąc?
Dwa? A może jeszcze więcej?
Nagle
spostrzegł, że z domu wychodzi Martine, a Bjorn zaraz za nią. Do tego oboje
targali za sobą walizki, które po chwili mężczyzna spakował do bagażnika. Ucałował
żonę w policzek, po czym oboje wsiedli do samochodu. Mógłby wyskoczyć,
wyciągnąć Romoerena za fraki i obić go na kwaśne jabłko. Prawdopodobnie
poczułby się lepiej, ale tylko na moment. Później wszystko uderzyłoby w
Kennetha ze zdwojoną siłą, więc nie zrobił nic, odpalił swój samochód i
pojechał w przeciwną stronę.
***
Siedziała
na tej samej kanapie co Gangnes parę dni temu i próbowała ułożyć sobie
wydarzenia z ostatnich tygodni w głowie. Przeanalizowała każde dokładnie i z
każdą sekundą czuła się coraz gorzej. Wszystko wymknęło jej się spod kontroli. Stała
z boku i obserwowała jak jej życie sypało się niczym domek z kart, lecz nie potrafiła
nic z tym zrobić. Zgotowała sobie to na własne życzenie.
-
Nie pisałem się na bycie psychologiem – powiedział Atle i objął brunetkę
ramieniem. – Eh, dzieciaczki, co z was wyrosło?
-
Cieszę się, że świetnie się bawisz – burknęła, odsuwając się od niego. – Jestem
taką idiotką.
-
Zupełnie jakbym słyszał Gangnesa.
-
Atle, proszę…
Chłopak
westchnął i spojrzał na nią zmartwiony. Kenny był jego kumplem, ale Nadia też
stała mu się w pewien sposób bliska i naprawdę chciał im pomóc, ale nie
potrafił. Gdyby umiał to by się cofnął w czasie i powstrzymał ich, zanim będzie
za późno. Wiedział jednak, że oni sami najchętniej by wymazali to co się stało
i nigdy do tego nie dopuścili. Nie mógł więc zaoferować im niczego poza swoim
wsparciem, ale to już nie wystarczało.
Atle
już chciał coś powiedzieć, lecz przerwał mu dzwonek. Wstał z miejsca i podszedł
do drzwi, za którymi stał Kenneth. Nadia zerwała się z miejsca, gdy tylko
spostrzegła kim był owy gość, który przyszedł do Roensena. Gospodarz zmył się
do innego pomieszczenia, zostawiając dwójkę przyjaciół samych. Kenny stanął
naprzeciw brunetki i pogłaskał ją po policzku, co ją zaskoczyło.
-
Chciałbym spytać cię o tak wiele rzeczy – rzekł w końcu, nie odrywając wzroku
od jej twarzy. – Ale nie jestem gotowy, by znać odpowiedzi.
-
Przepraszam, Kenny – wyszeptała, zaciskając dłonie w pięści i walcząc z
wzbierającym się szlochem. – Przepraszam i zrozumiem, jeśli to nasze ostatnie
spotkanie.
-
Ja też cię zdradziłem – wyznał. Na te słowa Nadia zrobiła krok do tyłu, nie
mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. – To był jeden raz, ale nie będę się
usprawiedliwiał. Każde z nas popełniło błędy.
-
U mnie to był więcej niż jeden raz.
-
Domyśliłem się.
-
Więc co teraz z nami będzie?
Przełknął
ślinę. To pytanie musiało w końcu paść, prawda? Mimo tego, że oboje świetnie
znali na nie odpowiedź. Ale i tak nie był na nie gotowy, tak samo jak ona. Ujął
jej dłoń i popatrzył prosto w te zielone oczy, które pokochał od momentu, gdy
spojrzał w nie na balkonie u Hilde.
Miała
nadzieję. Tliła się w niej odkąd zobaczyła jak przekracza próg mieszkania Atle,
jak do niej podchodzi, jak dotyka jej policzka. Cały czas była w niej i
kurczowo się jej trzymała. Ale utraciła ją, widząc smutek i ból wypisany na
twarzy Kennetha.
-
To koniec.
Pokiwała
głową i zdobyła się na lekkie uniesienie kącików ust. Tak, to był ich koniec. Opuścił
ją. Poczuła jak ten zepchnięty do kąta przez Romoerena Kenny rozrywał jej serce
jeszcze bardziej.
Wyminęła
go i podeszła do drzwi. Położyła dłoń na klamce, po czym obróciła się jeszcze,
by spojrzeć na Kennetha ten ostatni raz.
-
Kocham cię – powiedziała, bo to była prawda. Kochała go przez cały ten czas i
nienawidziła siebie za to, że zniszczyła ich związek. – Kocham cię, Kenny.
-
Wiem o tym – odpowiedział i uśmiechnął się do niej. – Ja też cię kocham.
Odwzajemniła
jego uśmiech, a po chwili wyszła z mieszkania.
***
Także tego, witam wszystkich w 2016 roku!
To coś powyżej zaczęłam pisać jakoś w styczniu/lutym tamtego roku, w przypływie Gangnesowych feelsów jakie ten mi dawał swoimi skokami w Pucharze Kontynentalnym i postanowiłam to dokończyć z powodu fali feelsów jaki Kenny mi daje swoimi skokami w tym sezonie w Pucharze Świata. A, no i tęsknię ze Berem, ale to w sumie klasyka.
Chyba będę coraz częściej tutaj wpadać (choć obiecywałam sobie to już tyle razy) i w sumie niedługo znowu przybędę z czymś norweskim, ale to w swoim czasie. ;)
Do napisania!